Kuchnia to nie apteka mawiała moja babcia i „na oko” odmierzała składniki na ciasto. A potem pachniało cudownie w całym domu i wszyscy z utęsknieniem zerkali na parapet, gdzie gotowe ciasto stygło sobie w najlepsze, kusząc czekoladową polewą. Zakradałyśmy się z siostrą, gdy nikt nie widział i próbowałyśmy uszczknąć odrobinę tej słodyczy, zdarzało się, że czekoladowy „Murzynek” znikał nim dostatecznie wystygł. Ciasto zawsze wyrastało jak trzeba, a jego niesamowity smak pamiętam do dziś.
Babcia nie miała miksera, robota kuchennego ani termomixa. Miała za to drewnianą pałkę, makutrę do ucierania ciasta a „przepiśnik” … w głowie. Przede wszystkim jednak miała odwagę w próbowaniu, szukaniu i nie bała się, że czegoś doda za dużo albo za mało, że ciasto nie wyrośnie albo całkiem się nie uda. Trochę ta kuchenna kreatywność była oznaką tamtych czasów - nie wszystko można było dostać w sklepach, książek kucharskich było jak na lekarstwo a internet to był totalny science fiction.
Tak na prawdę jednak, całe kuchenne życie opiera się na eksperymentowaniu, a ilość produktów daje nam nieograniczone możliwości w tworzeniu nowych smaków, „podkręcaniu” znanych nam przepisów i odkrywaniu kuchni wciąż na nowo. Wystarczy przestać się bać, wystarczy spróbować i dać się ponieść kulinarnym fantazjom.
W mojej kuchni stoi trochę już wysłużony robot kuchenny, mam zeszyt pełen przepisów, niezłą biblioteczkę kuchenną i kilka ulubionych stron, które mnie inspirują i ułatwiają kulinarne życie. Nie ogranicza mnie to jednak w kuchennych poszukiwaniach, a jeden przepis bywa źródłem wielu smacznych potraw. Powiedzonko babci, zawsze mi towarzyszy i daje odwagę w eksperymentowaniu, próbowaniu nowych smaków, sprawiając, że kuchnia to fascynująca podróż w krainę kreatywności.