W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Pudel się nudzi

Pudel się nudzi

Faust na górskim spacerze z Wagnerem spotyka czarnego pudla. Pies budzi w nim niepokój, uczony początkowo ma go za jakąś niebezpieczną zjawę. Przekonany przez towarzysza („Pies, gdy jest dobrze ułożony, zabawi nawet i doktora”), przygarnia jednak bezpańskie zwierzę. 

Następna scena rozgrywa się w pracowni uczonego. Faust wchodzi tam z pudlem. Zwierzę zachowuje się niespokojnie. Warczy, wącha koło progu. Uczony jednak chce skupić się na pracy. Otwiera foliał. Próbuje analizować jakiś tekst. Rozważa, czy na początku było słowo, myśl, siła – wreszcie zapisuje, że (rozstrzelonym drukiem, jak przedwojenni piłsudczycy) czyn. Pies jednak przeszkadza bardziej niż dotąd. Wyje, szczeka. Zirytowany Faust chce go wyrzucić za drzwi. W tym momencie dzieje się jednak coś dziwnego: „Czy to cień, czy złudzenie? Pudel rośnie nieskończenie. Rozdyma się wzdłuż i wszerz. Przecież to nie jest pies. Jak hipopotam wyrosło!” (sztukę Goethego cytuję w przekładzie Krzysztofa Lipińskiego, usuwając podział na wersy). 

Przerażony Faust próbuje jakichś zaklęć, co pomaga tylko na chwilę („Padają zastępy ciemności. Szczecina już mu sterczy prościej”). Za moment psisko znów rośnie do… rozmiarów słonia, wypełnia cały pokój i… W sumie nie wiadomo, jak się Goethemu to łączyło, pewnie przypomniał sobie, że byłoby dobrze jakoś pomóc osobom chcącym wystawić sztukę w teatrze, w każdym razie następny po słoniu etap to zamiana w mgłę, którą macherzy od techniki teatralnej wytwarzają bez trudu, a zawsze jest efektowna. Z tej mgły wyłoni się postać ubrana jak wędrowny nauczyciel – Mefistofeles, który za chwilę przedstawi się słynnym zdaniem: „Jam częścią owej siły, co zawsze pragnie zła, a wciąż dobro tworzy”.

Ta scena istnieje w tradycji kultury na dwa sposoby. Jeden to niemieckie powiedzenie „Des Pudels Kern” – istota pudla – oznaczające odkrycie prawdziwej natury czegoś na pozór zwyczajnego i bezpiecznego. Drugi – to oczywiście autoprezentacja Mefista, budząca nadzieję w beznadziejności. Wszelkie wysiłki zła prowadzą do tego, że dobro zwycięży. Nieprzypadkowo pisana w nocy stalinizmu powieść Bułhakowa ma ten cytat za motto.

Dlaczego to opowiadam? Najnowszy incydent z blisko dwoma dziesiątkami rosyjskich dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną (a szczątki jednego zniszczyły dach czyjegoś domu) sprawia wrażenie, że na Kremlu znudziło się udawanie i facet postanowił odmienić pudlą postać. Czy to etap hipopotama, słonia, mgły czy już Mefista, na razie trudno ocenić. Ale może tworzy się już z tego jakieś dobro? Może P. swym aktem doprowadzi do zerwania owego zawstydzającego łańcucha proktologicznego, którego jesteśmy świadkami od jakiegoś czasu?

Oświadczam zdecydowanie, że szanuję medyków specjalizujących się w tej szlachetnej a ważnej dziedzinie nauk medycznych (oczywiście oprócz tych, którzy reklamują się banerem „proktologia to nasza pasja”). Mam tu na myśli proceder nieco podobny do ich pracy, ale jednak zdecydowanie bardziej płytki, nazwijmy go więc powierzchowną proktologią, w skrócie – PP. 

Kiedy myślę o łańcuchu PP, chodzi o coś w rodzaju figury opisanej w znanym wierszu dla dzieci, zaczynającym się od słów „Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie”. Pamiętacie: dziadek za rzepkę, babcia za dziadka i tak dalej. Łańcuch PP to coś podobnego i odwrotnego zarazem. Jakby to… Wektor ten sam, ale zwrot przeciwny.

Jak to wygląda w skali makro?

Jest zbrodniarz P. i deweloper T., nazywany z przyzwyczajenia przywódcą wolnego świata. T. metodami PP próbuje przekonać P., by przestał być zbrodniarzem. Używa do tego celu czerwonego dywanu i samochodu, którego zwyczajowa nazwa „bestia” jeszcze nigdy nie była tak bardzo na miejscu. Usatysfakcjonowany P. gra Faustowego pudla w górach.

Potem do T. przyjeżdża z Europy pół alfabetu i metodą PP próbuje przekonać go, że jest w istocie przywódcą wolnego świata. Muszą to robić, bo boją się, że bez T. nie dadzą rady zbrodniarzowi P. (wielu z nich długo rozpoznawało w P. pudla, ale już nie mają złudzeń). Teraz to usatysfakcjonowany T. gra Faustowego pudla w górach. Dzwoni do P., który wesoło macha do niego ogoniokiem.

Potem do T. przyjeżdża N., głowa średniego kraju. Jest nowy i stosuje PP, żeby się w kraju pochwalić, że nikt nie umie stosować PP wobec T. tak dobrze, jak on. Trzeba przyznać, że to spory wyczyn, bo N. reprezentuje ludzi, którzy próbowali przez osiem lat wstać z kolan. Jest wysportowany, może więc procedury PP robi na stojąco, ale nie ma co do tego pewności. W każdym razie T. jest usatysfakcjonowany. Obiecuje, że w zamian za skuteczną PP nie wyda kraju N. na pastwę zbrodniarza P. Nie musiał dodawać, że dostaje za to ciężkie miliardy od kraju N. i liczy na więcej. Takie drobiazgi przecież nie zmniejszają potrzeby wykonywania PP.

Kiedy więc w nocy z 9 na 10 września pudel z Moskwy znudził się tą całą grą, cała PP globalna (PPG) okazała się psu na budę. Okazało się, że PP zastosowana przez N. wobec T. nie zmniejszyła zagrożenia ze strony P. dla jego kraju. Oczywiście N. zadzwonił do T. w sprawie dronów, ale nic konkretnego nie usłyszał. Może T. się jeszcze zastanawia, jak zareagować odpowiednio. Bo strach pomyśleć, że owa niewyraźna reakcja mogłaby wynikać z faktu, że w procedurach PP woli być stroną czynną, a nie bierną, co by oznaczało, że wysiłki N. były z góry skazane na niepowodzenie.

PP może mieć też odmianę lokalną, nazwijmy ją LOPP. Mieliśmy z tym od czynienia ostatnio w Bielsku-Białej, kiedy zamiast odrzucić projekt uchwały budzącej strach wobec cudzoziemców w Polsce – choćby dlatego, że budzenie tego lęku jest wariantem ataku hybrydowego, do którego P. używa też żywych ludzi na granicy białorusko-polskiej – radni uchwalili tekst różniący się od wersji pierwotnej dodaniem przymiotnika „nielegalni” do słowa „migranci”. Powoływano się przy tym obłudnie na św. J.P.II czy papieża F., którzy jako żywo nie dzielili ludzi na legalnych i nielegalnych. Do tego jedna z osób popierających uchwałę w wersji pierwotnej (wspierana z galerii przez niejakiego B. w żółtej kamizelce, któremu, ku wstydowi obywateli naszego miasta, pozwolono też przemówić) wycierała sobie usta cytatem z sł.b. prymasa W., który jakoby uzależniał chrześcijański obowiązek miłości bliźniego od narodowości. Za to nikt nie powiedział, że to w istocie sztuczny problem, mający ogniskować zainteresowanie wokół B., jego sponsorów oraz mocodawców i że trzeba taki wniosek odrzucić.

Znam ludzi, w których te kłamstwa budzą prawdziwy niepokój. Zgniły kompromis wymyślony w bielskiej radzie nie jest zwycięstwem, lecz klęską, bo potwierdza i wzmacnia takie obawy. Cały ten kompromitujący spektakl wynikał z przekonania, że tzw. elektoratowi to się spodoba. Prawda nie ma znaczenia. LOPP rulez!

Otóż elektorat to też ja. Nie wiem, co by się musiało stać, żeby po tym skandalu ktoś z członków obecnej rady uzyskał w kolejnych wyborach mój głos. Wiem natomiast, że kiedy będą rozdawać foldery opisujące Bielsko-Białą jako miasto tolerancji,i współistnienia kultur – to im ręka uschnie.

PS. Za pomysł używania inicjałów uprzejmie dziękuję Radzie Miejskiej. Oglądając zapis obrad nad tą pożałowania godną uchwałą, zauważyłem, że uchwalając porządek obrad, radni wyrażają (lub nie) zgodę na wystąpienie jakichś osób… ukrytych za inicjałami. Ciekawe, czy w ogóle wiedzą, o kogo chodzi? Dopiero gdy delikwent staje za mównicą, osoba przewodnicząca obradom pyta, czy zgadza się na ujawnienie nazwiska i wizerunku. Nikogo z naszych wybrańców to nie śmieszy. Najpierw poczułem się, jakbym oglądał jakąś kronikę kryminalną. A potem się rozczuliłem, wyobrażając sobie, że w Sejmie marszałek H. udziela głosu Jarosławowi K., Donaldowi T. i wita goszczącego w Izbie prezydenta Karola N. Może immunitet parlamentarny obejmuje ochronę przed głupią interpretacją RODO, ośmieszającą już na wstępie osoby pragnące wystąpić przed organem przedstawicielskim?

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart