Od wczoraj najbardziej upragnionym towarem na rynku są ponoć niszczarki.
Jak donoszą posłowie (póki co wciąż jeszcze opozycji) pewna ważna agencja zamówiła sporą ilość niszczarek. Naród snuje domysły. Jeden z posłów PO alarmuje i donosi o workach zmielonych kwitów, które rzekomo ktoś wynosi z gabinetów ministerialnych. Jednym słowem, afera…
Czerpią wzory z harcerstwa.
Obecna sytuacja kojarzy mi się z podchodami. Jedni uciekają, drudzy próbują ich złapać. Żeby było zabawniej jeszcze dosłownie parę dni temu, Ci którzy dzisiaj uciekają byli tymi łapiącymi. Tyle, że w harcerstwie podczas podchodów obowiązują zasady fair play. Obawiam się, że tu zasad żadnych nie ma. No i po podchodach harcerze siadają przy jednym ognisku. Jakoś sobie nie bardzo mogę wyobrazić w obecnym sejmie taką sytuację.
Startująca właśnie afera niszczarkowa przypomina mi podobną awanturę w ZHP.
Wówczas ustępujący zarząd ZHP z powodzeniem użył tego sprzętu i to nawet nocą, co uchwyciły niektóre kamery. Większość delegatów na Zjeździe ZHP uznała, że to nic zdrożnego. Bo dokumenty niszczono nie dlatego, żeby coś ukryć, tylko żeby zostawić po sobie ład i porządek dla swoich następców – przynajmniej tak brzmiała wersja dla ludu. A jak wiadomo harcerstwo słynie ze swoich awangardowych pomysłów, i pewnie teraz ktoś z rządzących postanowił skorzystać z tego nowatorskiego pomysłu. A może chodzi tylko o ochronę środowiska?
Więc pragnę uspokoić wszystkich zatroskanych i zbulwersowanych, że mielenie dokumentów to nic zdrożnego i haniebnego – to normalna praktyka przy zmianie władzy. Każdy kulturalny człowiek wie, że należy po sobie sprzątać.
Więc doradzam politykom jeszcze opozycji „nie idźcie tą drogą” i nie doszukujcie się złych intencji tam, gdzie ich nie ma.Wszak kiedyś w przyszłości też będziecie sprzątać…