Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię. (G.G.Marquez)
Korzystanie z błogosławieństw niedzieli wydaje mi się dzisiaj umiejętnością coraz bardziej zanikającą. A szkoda – bo to jeden z takich dni tygodnia, który jest dedykowany specjalnie dla nas. Koło ratunkowe, które ma nas na chwilę zatrzymać, i dać szansę na wyciszenie, zatrzymanie, celebrowanie wspólnie z bliskimi tego, że wciąż możemy cieszyć się sobą i życiem.
Ile razy ignorowałeś sygnały ze świata, swojego otoczenia, wreszcie ze swojego organizmu, które krzyczały żebyś się zatrzymał, zaczerpnął tchu, sięgnął w głąb siebie? Wciąż w biegu, na wiecznym niedoczasie, z zegarkiem w ręku, nie znalazłeś czasu na spotkanie z przyjacielem, bratem, siostrą, mamą, tatą, babcią gdzieś żyjącą w samotności – która kiedy dzwoniłeś, zawsze zapewniała że wszystko jest ok, i żebyś sobie nie zawracał głowy odwiedzinami – bo na pewno masz sporo własnych zajęć. Ile razy?
W czasie pandemii okazało się nagle, że to co uważaliśmy za niemożliwe z dnia na dzień stało się jednak możliwe.
I teraz oto nagle świat, a może Bóg zdecydował za nas. Mieliśmy furę czasu. Co więcej wszystko na to wskazuje, że nasz świat właśnie, po pozornych latach stagnacji, teraz - na naszych oczach zmienia się bezpowrotnie. To napawa nas niepokojem i lękiem. Przyszłość rysuje się niepewnie. Tuż za „rogiem” już prawie 2 lata trwa wojna z Ukrainą, na drugim końcu świata dwóch starców walczy o władze nad jednym z najpotężniejszych państw naszego globu - co musi martwić i niepokoić. U nas trwa permanentna wojna polityczna, coraz brutalniejsza, i bezpardonowa.
Potrzebujemy niedzieli
Karl Jaspers mówi, że w sytuacjach granicznych pokazujemy swoje prawdziwe ja. Dziś niewątpliwie wielu z nas znalazło się w takiej sytuacji w której na nowo musimy zdefiniować siebie. To zdefiniowanie to nie tylko nasze kontemplowanie siebie i świata, ale codzienne nasze tu i teraz. Dzisiaj obserwujemy jak jedni ludzie stają się bohaterami a inni tchórzami, jedni stają się królami puszcz inni zwykłymi kundlami. A może zawsze tak było, tylko teraz widać to lepiej, jaśniej. Tu gdzieś jest też ścieżka każdego z nas.
Podobnie jak tysiące a może miliony innych ludzi szukamy twardego lądu, nadziei.
Albert Einstein powiedział że „są tylko dwa sposoby przejścia przez życie. Jeden – jakby nic nie było cudem, i drugi jakby wszystko było cudem”.
Cała moja tożsamość, przekonania wyniesione z domu i pogłębione przez lata moich poszukiwań sensu, kłótni z Bogiem, który raz był na wyciągniecie ręki a kiedy indziej gdzieś schowany za potrójna gardą, niemożliwy do odnalezienia, podpowiadają mi, że myślenie o życiu w kategoriach cudu – wciąż ma głęboki sens. Bo ten świat cudu nie musi być wcale mrzonką, wydumanym konceptem i ratunkiem w czasach rozpaczy, tylko dobrą i sprawdzoną receptą na życie. Wszak - życie jest cudem i tego zamierzam się trzymać.