Znacie to uczucie, kiedy podana przez was potrawa wzbudza u jedzących szczery zachwyt? A innym razem to już niekoniecznie - zjedzą, podziękują ale sami doskonale wiecie, że coś nie poszło jak trzeba?
Niby przepis ten sam co zawsze, skrzętnie zapisany w starym zeszycie, składniki te same, bo ulubione i zawsze tej samej marki, kupione w sklepiku za rogiem…. a jednak efekt niekoniecznie zawsze jest taki sam.
Oczywiście na to jak nam smakuje potrawa, co zresztą jest mocno subiektywne, wpływ ma kilka czynników. Od jakości produktów, przez ich kolor, zapach, sposób przechowywania i sposób podania (wiedzieliście, że w zależności od koloru filiżanki, serwowany napój będzie nam inaczej smakował?) Aż po okoliczności w jakich danie spożywamy - poziomu hałasu, rodzaju muzyki, towarzystwa i naszego… nastroju.
Skoro od naszego nastroju zależy to, jak potrawa nam smakuje to równie mocno to, w jakim nastroju coś przygotowujemy, będzie miało wpływ na efekt końcowy… I tu ogromną rolę odgrywa właśnie ta „szczypta miłości”. To mieszanka bardzo „magiczna" i nie da się jej kupić w żadnym sklepie. Gdybym miała wypisać jej składniki, to chyba na pierwszym miejscu postawiłabym pasję z jaką podchodzimy do kucharzenia, do tego odrobina dobrych chęci, trochę kreatywności i odwagi w wychodzeniu poza schemat. Dorzućcie jeszcze do tego słoiczka garść czułości i nasza niezawodna przyprawa gotowa.
A potem dosypujcie tej „szczypty miłości” do każdej potrawy, od schabowego po ciasto czekoladowe. I to nie tylko z okazji Walentynek.