Przed bielskim sądem toczy się proces byłego dyrektora Studia Filmów Rysunkowych, oskarżonego o szereg przestępstw i nadużyć (np. zlecił dubbing bajek firmie pewnego Ormianina, który wcześniej specjalizował się raczej w handlu alkoholem, a nie w produkcji filmowej). Skoro sprawa już w sądzie i zeznania świadków są przytaczane przez media, to i ja mogę już „przerwać milczenie”, jak to się teraz nagminnie pisze.
No to po kolei. Tak, to do mnie zwrócili się pracownicy Studia Filmów Rysunkowych, sygnalizując skandaliczne nieprawidłowości w działaniach ówczesnego dyrektora. Prawdopodobnie dlatego, że jakiś czas wcześniej skutecznie pomogłem Studiu, jeszcze pod kierownictwem dyrektora Orzechowskiego, w uzyskaniu promesy Ministerstwa Kultury, która umożliwiła dostęp do tzw. „funduszy norweskich”, z których w dużej mierze finansowana jest budowa Centrum Bajki i Animacji. Będąc przewodniczącym Rady Miejskiej przekonałem też Prezydenta Klimaszewskiego (będąc sprawiedliwym – długo go nie musiałem namawiać, rozumiał że to interes miasta, nie jakiejś opcji politycznej) do finansowego wsparcia inwestycji z budżetu miasta, co było ważnym elementem montażu finansowego do wniosku o fundusze zewnętrzne.
Myślę, że dlatego zwrócono się z nowym problemem właśnie do mnie, traktując jak przyjaciela Studia, choć mieliśmy też na koncie porażkę, bo jest tajemnicą poliszynela, że próbowałem nakłonić ministra kultury do pozostawienia dyrektora Orzechowskiego na stanowisku, by skończył inwestycję, której był pomysłodawcą: tu odbiłem się od ściany, moje argumenty trafiły w próżnię, za dużo było chętnych na tę zmianę by mój głos się w ogóle liczył.
Wracając do dyrektora Małodobrego (to nazwisko brzmi w tym kontekście jak żart, ale co zrobić, on naprawdę się tak nazywa): informacje o tym, co on wyprawia w SFR zjeżyły mi włos na głowie, poprosiłem o notatkę w tej sprawie i przekazałem ją niezwłocznie (oficjalną drogą, przez asystenta ministra) do zwierzchnika pana dyrektora, czyli do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Piotra Glińskiego, z prośbą, by się temu pilnie przyjrzał i podjął jakieś działania. Już po kilku dniach przyjechał do Bielska-Białej i spotkał się ze mną wysłannik ministra, który – jak wynikało z rozmowy – dysponował całym arsenałem argumentów w obronie ówczesnego dyrektora (zapewne pochodzących właśnie od Małodobrego). Przekazałem swoje uwagi i sprostowałem kłamstwa oraz – przede wszystkim – zachęciłem do rozmowy z osobami spośród załogi Studia, które osobiście ryzykując sygnalizowały nieprawidłowości. Wkrótce potem dyrektor Małodobry został odwołany. Jeśli się do tego przyczyniłem, jest mi z tego powodu bardzo miło, zrobiłbym to z przyjemnością jeszcze raz.
W tle tej historii pojawia się kwestia mojej bliskiej znajomości z Piotrem Glińskim, ówczesnym ministrem nadzorującym SFR. Nigdy tej znajomości nie ukrywałem i nigdy się jej nie wstydziłem. Poznaliśmy się z Piotrem, jak z wieloma innymi odważnymi ludźmi, w podziemiu w latach 80., potem byliśmy razem w Forum Ekologicznym Unii Wolności (mniej więcej w tym samym czasie przewinął się przez UW także młody Andrzej Duda z Krakowa!), potem razem opuściliśmy środowisko polskich Zielonych ze względu na nasz sprzeciw wobec światopoglądowego skrętu w radykalne „lewo”. A potem nasze drogi polityczne się rozeszły i jak dotąd się z powrotem nie zeszły. Piotr poszedł do PiS, do rządu, „w ministry”, ja zostałem skromnym bezpartyjnym radnym średniego miasta na prowincji. Ale obaj z Glińskim pochodzimy z czasów, gdy relacje osobiste, przyjacielskie, budowane były na fundamencie wspólnych zainteresowań, pasji, podobieństwa charakterów i wspólnych doświadczeń. To fundament znacznie solidniejszy niż dzisiejsze „przyjaźnie” polityczne czy partyjne, które kończą się z początkiem bratobójczej kampanii wyborczej.
Zatem tak, znam Glińskiego i cenię go prywatnie jako porządnego i mądrego człowieka. W tym tekście nie zamierzam wdawać się w ocenę jego działań jako polityka, tu opinie będą zróżnicowane i to zrozumiałe, ja też różne rzeczy robiłbym inaczej niż wicepremier Gliński, no ale nie miałem okazji. Wiem natomiast z całą pewnością, że moje prośby, z którymi zwracałem się do Piotra jako jego znajomy, ale przede wszystkim jako przewodniczący Rady Miejskiej, nigdy nie pozostały bez odpowiedzi. Czy dotyczyły wsparcia dla Bielskiej Zadymki Jazzowej, czy dotyczyły decyzji o inwestycji w Studio Filmów Rysunkowych, czy wsparcia dla renowacji zabytkowej polichromii w kościółku w Mikuszowicach Krakowskich, którą zachwycił się kiedyś, gdy go tam zabrałem – zawsze reagował pozytywnie.
Tak jak nie chwaliłem się znajomością z Glińskim gdy był u władzy, tak nie zamierzam się jej wypierać gdy rządzi kto inny. Lubię go i cenię i mam nadzieję jeszcze się kiedyś „napić z nim wódki”, jak tylko będzie okazja. A tak na marginesie: mam taki życiorys, że właściwie w każdym rządzie po 89 roku byli ludzie, z którymi jestem po imieniu. Chyba tylko z rządami Millera i Belki mogło być inaczej. W obecnym rządzie też jest paru, z którymi nie tylko „obalałem komunę”, ale także np. „haratałem w gałę”. Taki przywilej bezpartyjnego samorządowca, że może utrzymywać relacje z kim chce, według własnego rozumu i sumienia, a nie kierować się partyjnymi szyldami. Co i Wam gorąco polecam.
Janusz Okrzesik