„Wojna jest zbyt poważną sprawą, by pozostawić ją wojskowym” – tak twierdził francuski premier z czasów Wielkiej Wojny, George Clemenceau. Parafrazując Clemenceau – „Las jest rzeczą zbyt poważną, by pozostawić ją w rękach leśników”.
Ani francuski premier, mówiąc cytowane słowa nie podważał kompetencji wojskowych, ani też Gajowy nie odważa się podważać kompetencji leśników. Ja nawet nie wątpię w ich dobrą wolę! Specjalistyczna wiedza o lasach jest absolutnie niezbędna, by podejmować racjonalne decyzje. Sęk w tym, że specjalistyczna wiedza o gospodarce leśnej nie może stać się jedynym kryterium rządzącym lasami. Las bowiem to coś więcej niż plantacja drzew, a samo drzewo to coś więcej niż tymczasowy magazyn desek. Zresztą, zacznijmy od tego, że las to nie tylko drzewa, ale cały ekosystem, w którym swoje miejsce znajdują tysiące gatunków roślin i setki gatunków zwierząt. I że w lesie jest też miejsce dla człowieka. Dlatego społeczeństwo, przede wszystkim społeczności lokalne, mają prawo i obowiązek zabierania głosu w sprawie lasów.
I to właśnie taka społeczność, a konkretnie ludzie z Bielska-Białej, zawiązała inicjatywę Las Wokół Miast, która domaga się zmiany w gospodarce leśnej w lasach wokół Bielska-Białej. Inicjatywa wskazuje, że lasy w okolicach Bielska-Białej nie są typowymi lasami gospodarczymi i że pełnią ważne funkcje przyrodnicze i społeczno-kulturowe. „Las Wokół Miast” domaga się zaprzestania wycinki na dotychczasową skalę i całkowitej zmiany w gospodarowaniu lasami. Można podpisać petycję (Gajowy już to zrobił) w tej sprawie do Pani Minister Klimatu i Środowiska, która to Minister zapowiedziała, że 20% najcenniejszych lasów Polski zostanie wyłączonych z wycinki. Chodzi o to, by w tej jednej piątej znalazł się las w Lipniku czy na Szyndzielni, bo on jest szczególnie cenny dla nas, bielszczan! Zachęcam podpiszcie się także!
Ale 1 kwietnia na profilu inicjatywy pojawił się żartobliwy post, który sugerował, że leśnicy zgodzili się oddać samorządowi miasta lasy, które kiedyś należały do mieszczan bielskich i bialskich. Początkowo tylko się uśmiechnąłem, wiadomo – Prima Aprilis i te rzeczy, ale przecież to jest świetny pomysł! Te lasy dla leśników są tylko problemem, i tak są deficytowe w sensie wyniku finansowego (a Lasy Państwowe to przecież przedsiębiorstwo), możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! Niech do miasta wrócą lasy, które były miejskie: do Bielska należały lasy od szczytu Koziej Góry po Szyndzielnię, a do Białej - wszystkie lasy pod szczytem Gaiki, od Lipnika aż po Kozy. Po komunalizacji i przekazaniu samorządowi lasy te mogą być wyłączone z produkcji drewna (bo miasto nie musi na nich zarabiać), zachowując przede wszystkim funkcje przyrodnicze, społeczne i kulturowe. Bielsko-Biała posiada przecież swój własny las, posiada wyspecjalizowaną kadrę i doświadczenie w zrównoważonej gospodarce leśnej, a kontrolę nad sposobami utrzymania lasu przejęłoby społeczeństwo miasta. W dodatku byłby to akt sprawiedliwości dziejowej, bo oba miasta utraciły część swoich lasów dopiero po 1945 roku, więc teraz byłby to powrót do prawowitych właścicieli!
To jak, robimy to?