Dzisiaj felieton dla tych z Was, którzy szykują wiklinowy koszyczek, pięknie uprasowaną serwetę i pokarmy do poświęcenia na Wielką Sobotę. Chociaż dla tych, którym zostały jedynie wspomnienia z tego czasu również, bo dobrze sobie czasem przypomnieć czasy błogiego, beztroskiego dzieciństwa z koszyczkiem w ręku w słoneczną Wielką Sobotę np. w 1998 roku.
Pamiętam jak za dzieciaka już kilka dni przed wyczekiwałam z utęsknieniem, kiedy będę mogła zjeść czekoladowego królika, którego mama chowała już miesiąc przed Świętami Wielkanocnymi. To był najważniejszy punkt zbliżających się świąt. Dodatkowo uwielbiałam baranka piaskowego w celofanie, który zazwyczaj był twardy jak kamień, ponieważ cukiernie przygotowywały je dużo wcześniej i tym samym traciły one swoją wilgotność i delikatność.
Co powinno znaleźć się w koszyczku? Chleb, który jest symbolem Ciała Chrystusa, jajko - odradzającego się życia, a sól jest symbolem prostoty życia. Ja jednak wspominam, że mój koszyczek to był raczej kosz i to bardzo ciężki. Mama chyba chciała, żebyśmy mieli całą lodówkę święconego jedzenia. Nie mam jej za złe, każdy ma swoje priorytety! Pamiętam w koszyczku kawałek masła, kiełbasę, a nawet kilka plasterków szynki zawiniętej w folię aluminiową, był tam również chrzan. Do teraz zastanawiam się co tam tyle ważyło… może to sam koszyk był ciężki? Z porządnej wikliny. Albo to ja miałam chude rączki i mało siły. Wszystko jest możliwe.
Koszyczek musiał być również pięknie przyozdobiony. Zielony bukszpan w dużych ilościach, sztuczne kwiaty i mnóstwo kolorowych pisanek. Wszystkie pokarmy były przykryte białą serwetą w piękne wzory, którą odkrywało się kiedy nadszedł czas święcenia.
Następnego dnia było Śniadanie Wielkanocne, był to czas kiedy trzeba było zjeść po trochu wszystkiego co zostało poświęcone. Ja i tak nie jadłam, bo byłam wybrednym dzieckiem. Jednak tradycja to tradycja. Ciekawi mnie co Wy dajecie do koszyczka w 2024 roku? Jeśli ktoś ma ochotę się podzielić to z chęcią poczytam.
Do usłyszenia po Wielkanocy! Niech się darzy!