Szpitalna sala, cisza, spokój i nagły telefon. W telefonie nieznany głos i obce mi nazwisko. Jestem zaproszony na premierę filmu, do kina Helios. Odpowiadam, że to jakaś pomyłka, że jestem właśnie w szpitalu, po wymianie kolana i o żadnym chodzeniu nie ma mowy.
– Jednak – dochodzi głos ze smartfonu - musi pan być na premierze filmu, w którym gra pan jedną z głównych ról.
– O, to oczywista pomyłka – odpowiadam – bo ja nigdy w żadnym filmie nie brałem udziału.
- Ale u nas pan brał.
Gdy siedem lat temu wędrując po bielskich redakcjach, wydawnictwach i publicznych instytucjach szukałem wsparcia dla opublikowania sensacyjnego pamiętnika bielskiego Niemca, lekarza, wszędzie dostrzegałem pewne zainteresowanie niezwykłą, blisko osiemsetletnią historią miasta i nigdzie wsparcia mi nie odmówiono, ale też znikąd oczekiwanej pomocy nie było. Mimo tego, „Dziennik dra Rudolfa Lubicha, niemieckiego bielszczanina – lekarza, z lat 1939-1941” ukazał się w listopadzie ubiegłego roku, a premiera filmu „Śmierć Wyspy” odbyła się 5 kwietnia 2023 r. w kinie Helios w Bielsku-Białej.
Sam byłem ciekaw, co zrozumiałe, skali zainteresowania tym tematem. I już po pierwszym telefonie byłem zaskoczony. Projekcja zaplanowana była na godzinę 19. w jednej sali. W holu tłumy. Kierownictwo kina otwiera kolejną salę, potem drugą, trzecią czwarta i piątą. Wszystkie przy pełnej frekwencji. Jeszcze nigdy film dokumentalny nie spotkał się z takim powszechnym zainteresowaniem.
Dzwoni do mnie Pani prof. Ewa Chojecka : panie Stanisławie, wie pan, co pan narobił? (Zamarłem, po takim wstępie każdy z Was by to zrobił) – pan tym filmem umoił bielszczan.
Umojeniem, czcigodna profesor nazywa proces, w którym mieszkaniec danej miejscowości uświadamia sobie silny związek z tym miejscem, z „moim miastem”, z „moją wsią”.
Od 21 kwietnia do 5 maja kino Helios wyświetlało „Śmierć Wyspy” każdego dnia, po dwa seanse, przy pełnej widowni. Byłem i widziałem reakcję widowni. Po projekcji filmu nikt się z miejsc nie ruszał zanim nie zaświecono w sali światło. W kompletnej ciszy, każdy na swój sposób trawił obrazy. Lśniły policzki i okulary. Wielu nam gratulowało. Z ust znanego bielskiego polityka usłyszałem: „ja naprawdę, nie wiedziałem, że Bielsko nigdy nie było pod zaborami”. W innym przypadku dochodzi mnie czyjeś zdumienie; „ To zaskakujące, że gdy w Bielsku jeździł elektryczny tramwaj, to we Wiedniu, Krakowie czy w Warszawie nadal jeździły konne tramwaje.”.
Wtedy zrozumiałem, jak ważną, jest znajomość dziejów swojej miejscowości. Czyżby bielszczanie dopiero z tego filmu dowiedzieli się, że Stare Bielsko już w XIII w. nazywano „Stare”? Oczywiście, że po niemiecku brzmi to inaczej (Alt Bielitz).
Po raz kolejny potwierdziło się zdanie prof. E. Chojeckiej: "Gdy rozmawiam z młodzieżą bielskich szkół, to czasami odnoszę wrażenie, że dla tych młodych ludzi historia Bielska i Białej rozpoczęła się w 1945 roku.” A mówimy o mieście starszym od Warszawy o kilkaset lat.
PS. Od sierpnia 2023 film p.t.: „Śmierć Wyspy” obejrzeć można na nowej platformie Vodilla.