W siatkówce Polacy nie mają sobie równych na Starym Kontynencie, przynajmniej tej w męskim wydaniu. To już wiemy od soboty. Nie będę rozpisywał się na temat meczu, bo każdy, kto go oglądał wie, że zagraliśmy finał fantastyczny. Mądry. Ambitny. Tak dobry, że włoski gwiazdor Simone Giannelli, niedługo po jego zakończeniu, nazwał Biało-Czerwonych „najlepszą obecnie drużyną świata”. I miło słucha się takich pochwał…
W przedfinałowej gorączce, analizach i zapowiedziach, co jakiś czas przewijała się informacja o dacie meczu. W sobotę wypadał 16 września. A 16 września, osiemnaście lat wstecz, na austriackiej autostradzie zginął Arkadiusz Gołaś. Siatkarz stratosferyczny, jak określał go Zdzisław Ambroziak. Wielki talent. Mówiono, że data ta jest symboliczna, że reprezentanci muszą spróbować wygrać także dla starszego kolegi, którego (fizycznie) wśród nich nie ma.
W związku z rocznicą śmierci Gołasia jedna z redakcji poprosiła mnie, abym napisał o nim tekst wspominkowy. Pomyślałem, że zanim to zrobię najlepiej będzie, jeśli sięgnę po książkę „Przerwana podróż”, poświęconą siatkarzowi. Wertując kolejne jej kartki natrafiłem na wątek - że tak to ujmę – lokalny i siatkarski.
Otóż w pierwszych dniach czerwca roku 1999 w Bielsku-Białej rozegrano finałowy turniej mistrzostw Polski juniorów starszych. Do stolicy Podbeskidzia przyjechał m.in. AZS Olsztyn z Łukaszem Kadziewiczem i Wojciechem Grzybem w składzie. Byli też siatkarze MOS-u Wola Warszawa, w barwach którego nad bielskim parkietem latał właśnie rzeczony Gołaś. Stołeczna młodzież dotarła nawet do finałowego meczu, w którym musiała uznać wyższość… BBTS-u Bielsko-Biała. Tak, tak! Bo pod koniec XX wieku nasze miasto zdolnymi siatkarzami stało! Dość powiedzieć, że turniej z 1999 roku był drugim z rzędu wygranym przez bielszczan. Obserwatorzy tamtego wydarzenia przyznawali również nagrody indywidualne. I tak najlepszym rozgrywającym wybrano Grzegorza Pilarza, najlepszym atakującym Macieja Oczkę, a najlepszym libero - Radosława Janorę. Wszyscy grali dla BBTS-u.
Wynik wynikiem. Ale w książce opisującej życie Arkadiusza Gołasia słowa uznania miały wymiar nie tylko stricte sportowy. Swoje „piątki z plusem” otrzymali też organizatorzy. Juniorskie (!) zawody w 1999 roku miały bowiem wyprzedzać swoją epokę. Hala była świetnie przygotowana. Atmosfera na wypełnionych trybunach miała być kapitalna, a finałowe starcie transmitowała telewizja z Katowic. Nagrody zawodnikom wręczała ówczesna Miss Podbeskidzia. Proszę jednak wybaczyć, ale nazwiska - pewnie pięknej pani - nie znalazłem.
Taki obraz siatkarskiego Bielska-Białej poszedł w Polskę. Może któryś z Was, drodzy Czytelnicy, pamięta tamte dni? Niestety, ja nie. Na trybunach nie było mi dane zasiąść. Miałem wtedy jedenaście lat. Była końcówka roku szkolnego i pewnie myślałem, jakim sposobem „ponaciągać” oceny końcowe. W Bielsku-Białej też jeszcze nie mieszkałem. Ale mimo to, miło się czyta takie laurki. Tym bardziej sportowe!