Always look on the brightside of life, czyli w wolnym autorskim tłumaczeniu, zawsze staraj się znaleźć w życiu jasne strony. Każdy kto uczestniczy w wielkich rockowych koncertach, na przykład w katowickim Spodku, wie doskonale, że gdy po zejściu zespołu ze sceny, zabrzmi muzyka i słowa tej piosenki – finału kultowego „Żywota Briana” Monty Pythona, nie będzie już drugiego bisu. Co prawda the show must go on, ale już w innym miejscu i czasie.
Dlatego bliskie mi jest przesłanie nowego bielsko-bialskiego portalu LuBBie.pl - Jasna Strona Miasta. Lubbię doszukiwać się we wszystkim pozytywów, więc spróbuję i tym razem, na swój warsztat biorąc zbliżające się do nas nieuchronnie i nieodwołanie wybory parlamentarne.
Przypominają mi o nich straszące mnie w drodze do pracy ze Straconki na ulicę Podwale plakaty. A z nich patrzą na mnie swoim jasnym spojrzeniem POLITYCY. Ręce mimowolnie zaciskają mi się na kierownicy, a prawa stopa robi się bardzo ciężka. Wolnego jednak, jesteśmy w mieście, tu obowiązują ograniczenia prędkości. Trzeba jechać powoli, może nikt nie wyskoczy z ramek i nie skoczy mi do gardła. Uff, dojechałem, jestem bezpieczny.
Dlaczego piszę w takiej frywolnej formie takie gorzkie słowa? Otóż dlatego, że mam już swoje lata, z górą pół wieku chodzę po ziemi, czasem jeżdżę, zdarza mi się też latać. Tylko wtedy nad, a nie po. W wiek dorosły wszedłem zalewie dwa lata wcześniej niż Czerwiec’89. W polityce nic nowego pod słońcem. Tak by się zdawało. A jednak nie…
Mam tego pecha, że zarabiam na życie między innymi niezłą pamięcią. Dlatego pamiętam dawne debaty publiczne, w których jeden mówił, a reszta słuchała. Mało tego, ten co mówił, miał coś do powiedzenia. Coś proponował, ktoś się z tym zgadzał, ktoś nie. Z upływem czasu i kolejnych sejmowych kadencji to zaczęło się zmieniać. Początkowo nieśmiało, potem coraz odważniej, zaczęło mówić dwóch lub trzech. Teraz już wszyscy. Równocześnie. Nikt już nie słucha. Nikt też nie ma niczego ciekawego do powiedzenia. Pozostały słowne ustawki, słowa jak pięści i maczety. Dobrze, że mam pilota pod ręką. Wyłączam telewizor.
Mijane w drodze z Legionów na Straconkę plakaty kojarzą mi się ze znanymi z dzieciństwa westernowymi listami gończymi, z obowiązkową formułą „Poszukiwany żywy lub martwy” Resztki plakatu z Garym Cooperem dawno temu porwał wiatr.Dawno temu minęło południe. Włączam Kazika. Słyszę słowa: Coście sk… y uczynili z tą krainą?
Co w tym wszystkim widzę jasnego? Jasny pozostał mój sen, moje marzenie. Powtarzam słowa wypowiedziane kiedyś za oceanem: I have a dream. Być może… Kiedyś… Bo inaczej nie ma w tym wszystkim sensu.