Letnie okienko transferowe to czas, kiedy piłka nożna na kilka tygodni zmienia się w cykl castingów. Rola, którą ich uczestnicy będą musieli odegrać na futbolowej scenie nie zawsze przypadnie do gustu szanownym widzom. Za pół roku – jeśli nie od razu - zrecenzują jednych jako „strzał w dziesiątkę” a innych określą „niewypałem”. Tak to już w piłce bywa, lubi oceny. Nie zawsze obiektywne.
Transferowy szał trwa najlepsze. W najwyższych ligach, najważniejszych klubach ciekawskie oczy szukają nowych twarzy. Zamiast składów meczowych w internetowej wymianie informacji widzimy screeny z lotnisk lub treningów. Dziennikarze prześcigają się w wypuszczaniu „newsów” – najczęściej jedynych słusznych i prawdziwych (zobaczcie, co działo się przy okazji wyboru selekcjonera reprezentacji, co portal, to wersja). Co z tego, że w ciągu jednego dnia podano trzy nazwiska? Przecież się klikało!
Kibice, którzy przez większość sezonu nie zawracają sobie głowy kontraktami i menedżerami, nagle zaczynają mówić z zapałem o „opcji wykupu”, „klauzuli odstępnego” i „półtorarocznym wypożyczeniu z obowiązkiem wykupu po spełnieniu warunków sportowych”. A potem, albo zakochują się w nowym graczu, albo zapominają jego nazwiska po pierwszym meczu…
Działacze klubowi, nie ważne na jakim pracują szczeblu, przez ten letni czas stają się uczestnikami Football Managera. I to realnego. Każdy chce kogoś ściągnąć, najlepiej tanio, młodo, utalentowanie, ale też z doświadczeniem, siłą psychiczną, szybkością, dobrą lewą nogą. Ale czy piłkarz łączący te wszystkie cechy w ogóle istnieje? Wątpię.
Transferowe lato nie omija też naszych lokalnych klubów. Rekord Bielsko-Biała, TS Podbeskidzie czy BKS Stal również biorą udział w tym futbolowym festynie nadziei. Jaki będzie efekt tych personalnych ruchów? Mówiąc najprościej: czas pokaże. Bo może się okazać, że sprzedaż Michała Willmanna do Hiszpani, dziś odbierana jako sportowa strata w drużynie „Górali”, okaże się szansą dla innego zawodnika, a sam Michał zrobi za granicą karierę. Kto to może przewidzieć? To sport. Ciężko o prognozy oparte tylko na liczbach i statystykach…
W rzeczywistości, okienko transferowe to najlepszy serial, który piłka nożna może zaoferować między sezonami. I właśnie dlatego to lubimy. Bo nawet jeśli nowy napastnik okaże się wolniejszy niż proces uzyskania pozwolenia na budowę, to przez chwilę – przez to jedno lato – każdy klub może wierzyć, że właśnie dokonał transferu dekady.
P.S. A z oceną każdej zmiany klubowej wstrzymałbym się do końca rundy. Tak żeby później przed znajomymi kibicami bielskich i okolicznych klubów nie „świecić oczami”.