Marzec to miesiąc, w którym pojawiają się nowalijki. Oczywiście nowalijki marcowe są szklarniowe, gruntowe spotkać w sklepach i na straganach możemy od maja, w zależności od pogody. Do nowalijek zaliczamy młode warzywa np. marchew, pietruszkę, sałatę, botwinkę, rzodkiewkę, seler, por. Mogłabym wymienić tego dużo więcej, ale nie o to tu chodzi w tym momencie.
Bo dzisiejszy felieton zatytułowałam "Zero waste" i o tym będzie mowa.
Faktem jest, że młode warzywa to najlepsze warzywa. Najlepsze czyli najsmaczniejsze, najzdrowsze, najbardziej jędrne, najpiękniej pachnące. Naj, naj, naj! Kto się nie zgadza ten chyba nie jada warzyw. Nowalijki charakteryzują się pięknymi, zielonymi liśćmi, które są w dodatku jadalne. Zaskoczeni? Niektórzy na pewno.
Pamiętam jak w dzieciństwie liście młodej marchewki czy rzodkiewki lądowały w koszu, a u niektórych pewnie w kompostowniku. Mama nigdy ich nie wykorzystywała, stąd żyłam przez prawie 25 lat w przekonaniu, że są one niejadalne czy nawet trujące. I tak sobie egzystowałam do momentu, kiedy w internet ktoś wrzucił przepis na pesto z liści nowalijek. Przetestowałam przepis i byłam zachwycona! A że w znanej sieci sklepów zobaczyłam młodą marchew (nie wiem jednak z jakiego kraju ona pochodziła) to pomyślałam, że to idealny moment, żeby podzielić się z Wami przepisem na takie nietuzinkowe pesto.
Bo z czym kojarzy się klasyczne, zielone pesto? Bazylia, orzeszki piniowe, parmezan, oliwa z oliwek, sól. Pyszna sprawa i jakże prosta.
Ale gdzie tu nasze tytułowe "Zero waste"?
No już, już! Pomyślałam, że kupujecie młode warzywa, dla młodych warzyw, a nie dla ich liści. Jeśli statystycznie większość wyrzuca te liście, to jeśli zostaną one użyte pewnego dnia to będzie to zero waste. I tak dobrnęliśmy do brzegu. Uff! To teraz czas na przepis.
Pesto z liści nowalijek
– ok. 2 szklanki liści nowalijek upchniętych do szklanki (np. marchwi, rzodkiewki, pietruszki),
– 0,5 szklanki orzeszków piniowych lub słonecznika (można użyć dowolnych ulubionych orzechów, choć nie polecam włoskich),
– 2 ząbki czosnku,
– 4 łyżki oliwy z oliwek,
– sok z połowy cytryny,
– parmezan (ja jako fanka dodałabym mnóstwo, ale proponuję dozować dla smaku i konsystencji) lub w wersji wegańskiej łyżka płatków drożdżowych (do kupienia w sklepach ekologicznych),
– sól i pieprz do smaku.
Orzeszki prażymy na suchej patelni do zarumienienia. Liście dokładnie myjemy pod bieżącą wodą i osuszamy. Wszystko umieszczamy w dowolnej maszynie blendującej lub w wysokim naczyniu i wtedy blendujemy ręcznie. Całość przekładamy do czystego słoika i przechowujemy w lodówce. Takie pesto idealne jest do kanapek, makaronów lub do kaszotto. Jednak tak naprawdę ogranicza nas tylko wyobraźnia.
Smacznego!