Feminizacja wkroczyła w wiele dziedzin naszego życia. Współczesne kobiety kierują autobusami, ciężarówkami, pilotują samoloty (także te bojowe), skaczą na spadochronie, żeglują po morzach i oceanach świata. Jest ich coraz więcej w służbach mundurowych i specjalnych (Służbą Wywiadu Wojskowego kieruje płk Dorota Kawecka a CBA Agnieszka Kwiatkowska). Jedną ze służb, w której sukcesywnie przybywa kobiet jest ratownictwo górskie. W Grupie Beskidzkiej GOPR zrzeszonych jest 28 ratowniczek-ochotniczek, a jedną z nich jest Agnieszka Pinkas-Górska, z którą w Dzień Kobiet rozmawia Krzyszot Kozik.
– Jest Pani jedną z niewielu kobiet-ratowniczek GOPR w Beskidzkiej Grupie GOPR jest Was 28. Kiedy zaczęła się Pani przygoda z górami a potem z GOPR-em?
– Cała moja rodzina mieszka w górach i pochodzi z gór, z Wisły z okolic Malinki i Gościejowa, można więc powiedzieć, że góry wyssałam z mlekiem matki. Od najmłodszych lat chodziłam z ojcem w góry, początkowo głównie na grzyby, potem nauczył mnie jeździć na nartach. To było normalne, że wolny czas spędzało się w górach. Góry były ze mną od zawsze. Koniec podstawówki i szkoła średnia to był ten okres, kiedy wraz z grupą przyjaciół złaziłam całe Beskidy i nie tyko. Wtedy też zaczęłam jeździć na rowerze górskim. Miałam bzika na tle poznawania gór i poszerzania informacji o nich. Przeczytałam wszystkie górskie książki, które wówczas były dostępne, a Wanda Rutkiewicz była moją idolką. I to był właśnie ten czas, gdy pierwszy raz pomyślałam sobie - dlaczego by nie spróbować zostać ratownikiem górskim. Moje pierwsze podejście było nieudane. W 2011 roku poznałam mojego obecnego męża, który też był zapalonym góromaniakiem i jak się okazało też chciał zostać ratownikiem. Zaczęliśmy wzajemnie się motywować i dzisiaj oboje jesteśmy ratownikami Grupy Beskidzkiej GOPR. Od początku naszej znajomości poznajemy góry wieloaspektowo, interesuje nas każda aktywność, którą można uprawiać w górach. Poznawanie innych dyscyplin i form eksploracji gór wzbogaca moje doświadczenia jako ratownika – poznaję nowe zagrożenia a więc wiem, co może się wydarzyć w trakcie uprawiania tej czy innej dyscypliny górskiej.
– Czyli można powiedzieć, że góry ma Pani w genach.
– Myślę, że wiele zależy od środowiska, w którym człowiek się urodził a potem od ludzi, z którymi się przebywa i spędza wolny czas. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Jestem góralką i cechy takie jak upartość czy zawziętość prowadzą mnie zawsze na szczyt moich możliwości. Poza tym w domu zawsze uczono mnie, że trzeba być twardym, bo życie w górach czy też na wsi nie jest lekkie. Zmęczenie czy bolące nogi nigdy nie były dla mnie problemem a adrenalina tylko pobudzała do działania. Taką mam naturę.
– Czy pamięta Pani swoją pierwszą akcję? Co Pani czuła za pierwszym razem?
– Pamiętam, bo nie jest to jakaś zamierzchła przeszłość, ale bardziej niż szczegóły samej akcji pamiętam towarzyszące temu odczucia. Czułam (i czuję nadal) przede wszystkim adrenalinę, taką która pozwala zapomnieć o swoich ograniczeniach a pozwala działać na najwyższych obrotach. Ja na przykład jestem strasznym zmarzluchem, ale gdy jestem w akcji, nigdy nie czuję zimna – to jest właśnie ta adrenalina. Jest też pewnego rodzaju stres i próba ułożenia sobie jakiegoś planu: co zrobię na miejscu, jaki przyjmę schemat działania. Trzeba mieć jakiś plan choć rzeczywistość i tak go zawsze zweryfikuje. Ta pierwsza akcja, jest też bardzo ważna pod względem tego, że przełamujemy jakąś swoją wewnętrzną barierę - w końcu to nie są ćwiczenia.
– Często w różnych miejscach i sytuacjach można usłyszeć – A czego ta baba tu szuka? Jak traktuje Was, kobiety, męska część ratowniczej braci ?
– Ja nigdy nie odczułam, że jestem traktowana w ten sposób. Mam taką naturę, że jak się czegoś podejmuję to robię to na 100% a nawet więcej. Nie zdarzyło mi się abym powiedziała, że ja tego nie zrobię, bo to czy tamto jest przeszkodą. Nigdy też nie usłyszałam – „nie dasz rady”, „jesteś tu niepotrzebna”. Ratownictwo to służba, którą świadomie wybrałam; wiem, że nie jest to łatwy kawałek chleba i za każdym razem w akcji czy na dyżurze daję z siebie wszystko aby sprostać zadaniu, które stoi przede mną. Gwiazdorzenie czy robienie czegoś dla szpanu to nie jest moja bajka, zresztą bycie ratownikiem szybko weryfikuje tego typu postawy. Z pewnością są gdzieś tacy, którzy uważają, że kobieta nie nadaje się do GOPR-u i pewnie mają ku temu swoje przesłanki, każdy ma przecież prawo do swojego zdania. Dla mnie bycie ratownikiem to nic nadzwyczajnego, jestem w czymś dobra i to robię. Kobiety w zawodach czy służbach, które kiedyś były uważane za typowo męskie (np. wojsko) nie są już niczym nadzwyczajnym, tak samo jak mężczyźni, którzy wykonują zawody kiedyś stricte kobiece.
– Na dyżury czy do akcji jeździ Pani razem z mężem ?
– Na dyżury jeździmy z reguły razem. Tworzymy zgrany team, wiemy w czym każde z nas jest dobre i w tych kwestiach ufamy sobie bezgranicznie. Nigdy ze sobą nie rywalizujemy. Ale to nie jest tak, że działamy tylko ze sobą, ważne jest żeby w tym wszystkim znaleźć pewien balans, w końcu w różnego rodzaju działaniach musimy współdziałać z innymi. I to też jest ważne, bo właśnie wtedy poznaję innych ludzi, w czym są lepsi ode mnie, czego mogę się od nich nauczyć a przede wszystkim w jakim stopniu mogę na nich polegać. Taka wiedza jest potrzebna, bo w czasie akcji jest podstawą sukcesu.
– Jaka jest Pani rada dla tych kobiet, które chciały by iść w Pani ślady ?
– Jeśli masz jakieś marzenia i plany to zacznij je realizować. Nie czekaj, bo nic samo się nie wydarzy. Nie zrażaj się początkowymi niepowodzeniami. Próbowanie nie jest niczym złym a spełnione marzenia są bezcenne.
* * *
Tomasz Jano, zastępca Naczelnika Grupy Beskidzkiej GOPR, starszy instruktor ratownictwa górskiego, udzielił nam informacji o kobietach w beskidzkim GOPR. Okazuje się, że pierwszą kobietą-ratownikiem w Grupie Beskidzkiej była Maria Tusiewicz, która wstąpiła do GOPR w roku 1966. Kobiet w Grupie Beskidzkiej jest znacznie mniej niż mężczyzn, stanowią na ten moment niecałe 7% ogólnego stanu ratowników w Grupie. Muszą zdać takie same egzaminy jak mężczyźni, nie mają taryfy ulgowej. Jeśli chcą się realizować również w ratownictwie – mają taką możliwość, jednakże z przyczyn naturalnych często wcześniej ograniczają swoją aktywność, co związane jest z funkcjonowaniem w życiu prywatnym. W kadrze ratowników zawodowych Grupy Beskidzkiej kobiet nie ma.