Dotację cofnięto, bo CBA sprawdza konkurs rozstrzygnięty za poprzedniego rządu. A miejskiej porodówce grozi zamknięcie, bo rząd musi wypełnić „kamień milowy” by otrzymać kolejne pieniądze z UE w ramach KPO.
Opinię publiczną w Bielsku-Białej bulwersują kłopoty Bielskiego Centrum Onkologii – Szpitala Miejskiego. Pod koniec 2023 roku z wielką pompą ogłoszono, że z rządowego Funduszu Medycznego szpital otrzymał dotację w wysokości 163 mln zł na modernizację części onkologicznej. W mediach pojawiły się wizualizacje nowego budynku i opisy specjalistycznej aparatury, którą miał za fundusze z dotacji zakupić bielski szpital. Tymczasem w styczniu br. Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że konkurs został anulowany a dotacje cofnięte. Jako przyczynę wskazano trwającą kontrolę CBA, choć nie podano do publicznej wiadomości żadnych informacji o nieprawidłowościach podczas konkursu, tym bardziej takich, które mogłyby dotyczyć wniosku z Bielska-Białej. Następnie ministerstwo ogłosiło nowy konkurs, w którym ponownie zamierza wystartowac BCO-SM, już pod nowym kierownictwem, bo dotychczasowy dyrektor szpitala, dr Piotr Zdunek, zrezygnował ze stanowiska, by skupić się na pracy medycznej. Obecnie trwa konkurs, który ma wyłonić nowego dyrektora placówki.
Ostatnie dni przyniosły z kolei publiczną dyskusję o zagrożeniu dla funkcjonowania części porodowej i noworodkowej w BCO-SM (pisaliśmy na ten temat tutaj). Problem zasygnalizował prezydent Jarosław Klimaszewski na spotkaniu z personelem oddziału, co dla lekarzy i położnych było całkowitym zaskoczeniem. Zaniepokojonych pracowników i radnych miejskich prezydent usiłował uspokoić, twierdząc że żadne decyzje nie zapadły i nie należy się ich spodziewać do końca roku. Jednocześnie jednak przyznał, że kryzys demograficzny i malejąca liczba porodów w miejskiej placówce stawia pod znakiem zapytanie dalsze istnienie porodówki w szpitalu miejskim, a w kręgach rządowych rozważany jest wariant łączenia oddziałów położniczych o zbyt małym obłożeniu. W Bielsku-Białej może to dotyczyć łączenia oddziałów położniczych w Szpitalu Miejskim i Szpitalu Wojewódzkim, co zapewne oznacza w praktyce likwidację porodówki na ul. Wyspiańskiego.
Przyczyną takich planów rządu jest konieczność wypełnienia jednego z „kamieni milowych” uzgodnionych z Komisją Europejską jako warunku otrzymania funduszy w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Zgodnie z tymi ustaleniami rząd powinien przeprowadzić m.in. reformę szpitali przez konsolidację czy przeprofilowanie na podstawie mapy potrzeb zdrowotnych. Zgodę na ten „kamień milowy” wyraził jeszcze rząd Mateusza Morawieckiego, jednak do końca swojego istnienia nie podjął w tym zakresie żadnych kroków legislacyjnych. Rząd Donalda Tuska przygotował w ubiegłym roku projekt odpowiedniej ustawy o modernizacji szpitali, ale wobec wielu głosów krytyki projekt został zdjęty z obrad Rady Ministrów i nie trafił do tej pory do Sejmu.
Projekt oczywiście krytykuje opozycja, ale także Lewica, stanowiąca część koalicji rządowej. Krytycy mają zastrzeżenia wobec trzech mechanizmów zawartych w ustawie. Po pierwsze – krytykują możliwość łączenia szpitali o różnych formach właścicielskich, co budzi obawy o komercjalizację placówek. Po drugie – chodzi o niezadowalający mechanizm oddłużenia szpitali i zapewnienia im stabilnego finansowania. I po trzecie – Lewica podobnie jak opozycja wyraża wątpliwości wobec zapisanych w projekcie rządowym mechanizmów automatycznego zamykania oddziałów, jeśli nie spełniałyby zakładanych kryteriów. Właśnie w tym kontekście najgłośniej było o oddziałach porodowych, w których odbywa się za mało porodów.
Obecnie projekt znajduje się na etapie ponownych konsultacji międzyresortowych. Kiedy zostanie przyjęty przez Radę Ministrów i trafi pod obrady Sejmu – nie wiadomo. Tak samo jak nie ma żadnej pewności, czy uzyska większość w Sejmie wobec wątpliwości posłów Lewicy. I na koniec: nawet jeśli w koalicji zwycięży dyscyplina i ustawa zostanie uchwalona, potrzebny jest jeszcze podpis Prezydenta, a otoczenie prezydenta-elekta Karola Nawrockiego już sygnalizuje dystans wobec propozycji rządu. Inną opcją dla rządu jest próba renegocjacji zapisu dotyczącego „kamienia milowego” bezpośrednio z Komisją Europejską.
I w ten sposób o tym, gdzie będą rodzić bielszczanki i czy będą miały w tej kwestii wybór, zdecydują politycy w Warszawie i Brukseli.
foto: Kamil Czaiński, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons