Czy wiecie, że Bielsko-Biała stoi kebabem, sushi i właśnie pizzą? I można by wielce komentować, że mamy inne, świetne restauracje – tak to prawda – jednak ilość lokali wyżej wymienionych bije na łeb i szyję te inne, świetne restauracje. Dzisiejszy felieton poświęcić chcę owej pizzy. Kiedy zastanawiałam się nad tematem, mój przyjaciel powiedział mi „gadasz o tej pizzy od tygodnia, weź o tym napisz!” i to właśnie czynię.
W ostatnich latach na szczycie plasuje się pizza neapolitańska. W naszym mieście mamy kilka miejsc serwujących neapoletanę, które są świetne. Wiecie, że jest coś takiego jak
AVPN (Associazione Verace Pizza Napoletana)? Jest to Stowarzyszenie Prawdziwej Pizzy Neapolitańskiej. Są nawet specjalne wytyczne, które trzeba spełnić, żeby zostać certyfikowanym miejscem wypiekającym taką pizzę! Zamieszania sporo, a to „tylko”, albo aż, pizza.
Mamy też pizzerie, które są „od zawsze” na bielskiej mapie gastronomicznej. W takich miejscach dostaniemy „polską pizzę” – 50 różnych rodzajów składników, do tego sos czosnkowy, cola i oczywiście duża średnica pizzy. Czym większa tym lepsza! Niech rzuci kamieniem ten kto nigdy takiej nie próbował.
A jaką ja zjadłam pizzę po tych kilku dniach? Zjadłam pizzę amerykańską, na grubym, drożdżowym cieście, z dużą ilością sera, kiepskiej jakości salami, tak mocno ociekającą tłuszczem, że nie mogłam domyć potem palców. I wiecie co? Było to warte wszystkiego, czuję się usatysfakcjonowana. Teraz można wrócić do zdrowych nawyków żywieniowych. Dopóki głód pizzowy nie powróci…