Moje wspomnienie z dzieciństwa to sobotnie wycieczki na rynek. Nie było istotne czy to gorące lato czy mroźna zima: w każdą sobotę jeździłam z mamą na targowisko w centrum miasta. Mama kupowała włoszczyznę na rosół, pomidory pachnące jak pierwsza miłość i sezonowo truskawki, z których robiła pyszne, słodkie koktajle. Jeśli jesteście dziećmi lat 90. i przeszło Wam przez myśl „ciekawe czy ta Sara też przymierzała jeansy na kartonie przy -15 stopniach Celsjusza”, odpowiadam krótko - tak. Mocne wspomnienie.
W Bielsku-Białej mamy dwa znane nam targowiska: jedno przy Katedrze (Józefa Lompy 5), drugie przy Władysława Broniewskiego 60. Ja częściej bywam w centrum, jednak ostatnio się dowiedziałam, że to drugie jest lepsze. Sprawdzę to dziś.
Latem uwielbiam stoiska za mnogość kolorowych, sezonowych owoców. Jędrne truskawki, soczyste maliny, porzeczki w każdym kolorze i tak długo wyczekiwane leśne jagody. Aż poczułam zapach maślanej kruszonki na jagodziankach… rozmarzyłam się niesamowicie.
Jesienią stoiska przyjmują kolory jesiennych liści. Pomarańczowe, okrągłe i ogromne dynie. Są też te mniejsze, bardziej fikuśne, ciemno-zielone. Liście jarmużu w dużych pęczkach, których kolor nie przypomina tych ze sklepu. Ostatki szpinaku i Pani, która mówi „za tydzień coś jeszcze uda mi się zerwać”. Kapusta biała, czerwona, włoska i oczywiście dużo kiszonej, chociaż większość jeszcze z zeszłego roku. Pietruszka i por idealne na niedzielny rosół.
Jesień to sezon na pigwę, mój chłopak zajada, aż mu się uszy trzęsą. Żurawina i dzika róża pięknie mieni się w swoich kolorach. Soczyste, słodkie gruszki w kilku odmianach. I w końcu nasze dobro narodowe - jabłka. Lubię jabłka, ale nie tak żebym je jadła na potęgę. Jednak myśląc o sezonowości i zdrowiu myślę, że jabłka powinny być w naszej diecie, szczególnie teraz. Szczerze mówiąc nie znam wszystkich odmian na pamięć, ale Szarą Renetę spotkacie na rynku bez problemu i zrobicie z niej szarlotkę marzeń.
Oprócz warzyw i owoców ja kupuję nabiał. Mleko prosto od krowy, żętyca - „maślanka” owcza, sery owcze i kozie. Tych produktów jest niewiele i czasem gdy się przyjedzie za późno, to można już nic nie dostać. Jajka kupicie na wielu stoiskach i ich raczej nie brakuje. Zapomniałabym o orzechach włoskich. Są te w skorupkach i już obrane. Warto kupować te o jaśniejszym kolorze, które czasem wyglądają na trochę mokre lub jakby olej był na nich. Oznacza to, że są one świeżo obrane.
Dla mnie wyjście na targ to trochę katharsis. Lubię ten klimat, lubię porozmawiać ze sprzedawcami na stoiskach, szczególnie ze starszymi ludźmi, którzy na swoim punkcie mają tylko 3-4 rodzaje produktów ze swojego ogródka. Ostatnio jeden Pan miał ostatki późnych malin, widać było, że są mocno dojrzałe, wzięłam je jednak i dostałam gratis poziomki. Zapytałam go o lubczyk, ale powiedział, że to już nie czas na lubczyk, pokazał mi jednak stoisko miłej babcinki, która miała go w doniczkach i zachęcił, żebym sama zaczęła hodować. Nie wiem o co chodzi, ale tydzień bez odwiedzenia targowiska - dla mnie - mógłby nie istnieć.