Piłka nasza kochana
Już w niedzielę miliony Polaków (w tym i ja) zasiądzie przed telewizorami i z modlitwą na ustach lub tylko z wiarą w cud (bez względu na wyznanie) będzie kibicować naszym dzielnym piłkarzom w meczu z Holandią. Jak wygramy lub zremisujemy kraj oszaleje. Probierz zostanie bohaterem narodowym a sprzedawcy napojów wysokoprocentowych zanotują rekordy sprzedaży. Jeśli jednak polegniemy, to „nic się nie stało, Polacy nic się nie stało” zabrzmi znajomo. Potem będziemy każdego dnia czekać na info czy „dwugłowy” Lewandowskiego będzie gotowy na Austrię, bo jak trwoga to do… To nic, że jeszcze niedawno eksperci i kibice Lewandowskiego odsyłali na emeryturę. Teraz od kilku dni codziennie „udo Lewego” jest tematem dnia. To też nie zaskakuje. My Polacy najbardziej kochamy i doceniamy tych co giną lub ulegają katastrofie. Wtedy nawet na chwilę się jednoczymy i ze łzami w oczach podajemy sobie ręce, wspólnie dreptamy na msze narodowe, by za moment na nowo rozpętać polskie piekło.
Krótkotrwałe zrywy i emocjonalne eventy
Śmierć papieża, Smoleńsk, pandemia, wojna Rosji z Ukrainą – to tylko ostatnie dwudziestolecie, w którym nadzieja na zmianę i refleksja nad tym co wyprawiamy w Polsce trwała zdecydowanie krócej niż udział Polski w poprzednich edycjach Euro.
Wiara w to, że coś się zmieni, że tym razem będzie inaczej, że wygramy jest prawie tak samo irracjonalna i beznadziejna jak kibicowanie naszym piłkarzom, a mimo to wciąż to robimy.
Kontynuujemy naszą beznadziejną sarmacką tradycję
Na naszym lokalnym politycznym boisku od ponad 20 lat dwie bezpardonowo atakujące się ekipy toczą zażarty bój, bez jeńców i litości, a my Polacy wciąż naiwnie dajemy się zwieść kolejnym obietnicom, zapewnieniom, ulegamy mirażom i wierzymy, że cud się zdarzy. Potem w domowym zaciszu, gdzieś w naszych głowach brzmi, że „nic się nie stało” i bez względu na barwy klubowe nie widzimy albo nie chcemy dostrzec, że nasza drużyna w którą tak bardzo wierzyliśmy znów nas zawiodła.
Bóg, Honor, Ojczyzna – nic nie znaczą
Kiedyś, mam wrażenie że bardzo dawno temu, kiedy Bóg, Honor i Ojczyzna jeszcze coś znaczyły, można było wierzyć, że ta walka jest o coś więcej niż tylko o władzę, stołki, kasę, polityczne synekury.
Dzisiaj kiedy Boga już nie ma, honor nie istnieje a ojczyzna jest przemilczana, bo brzmi nienowocześnie, zostały nam tylko igrzyska. Rzymskie divide et impera w polskim wydaniu sprawdza się doskonale.
Polityczna inkwizycja
A „MY Naród” ulegamy tej ściemie i pędzimy jak owce na rzeź w jedną czy drugą stronę.
Polityczna inkwizycja dostarcza nam rozrywki i zaspokaja naszą chęć zemsty, odegrania się, pocieszenia się na chwilę tym, że ktoś komuś dokopał. Więc mamy od kilku miesięcy igrzyska pod tytułem kogo dzisiaj zamkniemy lub oskarżymy. Bo teraz rządzą Ci dobrzy i wszystko naprawią.
To zresztą nic nowego, bo jeszcze niedawno Ci źli byli tymi dobrymi, i to oni naprawiali i łapali tych, co teraz są dobrymi.
Szkoda tylko, że to wcale śmieszne nie jest. Bo w tym wszystkim gdzieś brakuje człowieka, zwykłego Kowalskiego, który chciałby normalnie żyć w tym nienormalnym kraju.
Dopóki piłka w grze
Tymczasem na naszych lokalnych boiskach sporo się działo. Rekord dał nam chwile radości i dumy. Nadchodzący sezon w wykonaniu Rekordu może być ekscytujący.
Podbeskidzie ma za sobą najgorszy sezon w historii i to pod każdym względem. Tu nawet najzagorzalsi kibice nie krzyczą „nic się nie stało”, bo tak normalnie po ludzku się nie da. Większość zawodników już wypadła i tylko prezes i szef rady nadzorczej mogą spać spokojnie, wszak swoich nikt nie ruszy. Miasto bogate, więc kto bogatym zabroni.
P.S.
Nie zapomnijcie w niedzielę o 15.00 – gramy o zwycięstwo.