Stało się! Mleko się rozlało. Podbeskidzie nie ma już szans na utrzymanie w pierwszej lidze. A ja mam wrażenie, że sądne dni dla klubu dopiero nadejdą. Bo o ile teraz nad tym mlekiem stoi całkiem duża zgraja szukających przyczyn i rozliczeń lub oceniających, to dopiero po sezonie zobaczymy kto, czy i w jaki sposób pomoże i faktycznie zacznie sprzątanie i naprawę. Bo przecież ktoś będzie musiał to zrobić. Wbrew pozorom Podbeskidzie całkowicie przecież nie runęło. Doświadczyło co prawda najboleśniejszej porażki w swojej historii, ale jeszcze stoi. Ma kilka solidnych podstaw, na których można spróbować mozolnej sztuki odbudowy. Ma też punkty newralgiczne, które trzeba "przerobić", by ustabilizować konstrukcję.
Fundamenty
Bielsko-Biała, z blisko 170 tysiącami mieszkańców, w przyszłym sezonie będzie jednym z największych miast posiadających klub w drugiej lidze, a jeśli z awansu będą cieszyć się piłkarze Rekordu, to reprezentacja ta będzie podwójna. Zasoby ludzkie i w mieście i w regionie są duże. Popyt na futbol też jest spory, o czym świadczy frekwencja na ostatnich meczach "Górali", która pomimo miernych wyników sportowych, jak na warunki pierwszoligowe, była całkiem solidna. Postawa kibiców też napawa optymizmem, bo w trudnych chwilach fani trwali przy klubie. W drugiej lidze pewnie też będą. Tego potencjału nie można zmarnować, bo to mocna, wypracowywana latami podstawa.
Przez dwadzieścia dwa lata lawirowania pomiędzy pierwszą ligą a Ekstraklasą Podbeskidzie stało się też rozpoznawalną marką. Nazwa klubu pojawia się w tabelach wszechczasów dwóch najwyższych lig w Polsce. Jest znane piłkarskim sympatykom. Ba, nawet ostatnie artykuły na portalach sportowych, dotyczące spadku, zdobiły nagłówki zaczynające się od słów "Znany polski klub"… Marka i rozpoznawalność mogą pomóc w przyszłości.
Punkty newralgiczne
Tyle że rozpoznawalność to nie to samo, co wizerunek. Dziś Podbeskidzie nie kojarzy się dobrze. Chcąc odbudowywać klub, pod każdym względem i bezwzględnie, tej łatki należy się pozbyć. Tylko jak to zrobić? Skontaktowałem się z jednym z pracowników klubu. Poprosiłem, by jako człowiek "z wewnątrz", mocno z nim związany i znający jego sytuację, przedstawił swoją koncepcję na naprawę klubu jako całości. Pierwsze o co zapytałem, to sprzedaż Podbeskidzia, przecież wiele diagnoz, które pojawiły się w ostatnich tygodniach, dotyczyło właśnie struktury właścicielskiej. Wiele osób mówi, że na klub należy wręcz znaleźć kupca. Mój rozmówca: Myślę, że pierwszym krokiem, jakie miasto powinno wykonać nie jest sprzedaż akcji, a podjęcie takich decyzji, które uporządkują klub. Trzeba też doprowadzić do momentu, w którym potencjalny inwestor na poważnie się nim zainteresuje. Bo potencjał marketingowy i sportowy rozsądnie zarządzanego Podbeskidzia będzie naprawdę kuszący. Ale dziś, obiektywnie patrząc, sprzedaż jest niemożliwa. Ważnym jest też, by mieszkańcy Bielska-Białej oraz kibice "Górali" dostrzegli, że pieniądze przekazywane na Podbeskidzie, to nie są pieniądze zmarnowane. To powinien być priorytet przyszłych działań.
Innym zarzutem wobec Podbeskidzia była postawa piłkarzy w ostatnich tygodniach. Trąbiono nie tylko o niskiej jakości sportowej, ale i o braku charakteru. Zresztą, w kilku przypadkach bardzo słusznie. Czy zatem w drużynie powinno dojść do rewolucji kadrowej? Osoba z klubu: Powinno i z pewnością dojdzie. Zmiany w kadrze będą duże. Ci zawodnicy, którzy grają obecnie nie są gotowi, by reprezentować barwy Podbeskidzia. Nie powinno się natomiast szukać taniego poklasku w postaci twierdzenia, że drużynę należy zbudować tylko i wyłącznie z naszej młodzieży i lokalnych piłkarzy. Wizytówką każdego klubu jest przecież solidny pierwszy zespół. Młodzi gracze, przynajmniej kilku, może udźwigną status drugoligowca lub chociaż "młodzieżowca", ale i tak potrzeba im kilku piłkarzy, od których będą mogli się uczyć i którzy zwyczajnie "pociągną" cały zespół i klub.
W ostatnich miesiącach "Górale" nie mieli dobrej prasy. Wspomniany wcześniej wizerunek klubu mocno ucierpiał. Jak go naprawić?
Trzeba przede wszystkim wyjść do ludzi i stać się transparentnym klubem. Idą na niego publiczne pieniądze, dlatego trzeba informować na co są wydawane, co z czego wynika. Powinna przy tym powstać taka struktura, w której osoby decydujące o sferze sportowej, marketingowej czy nawet o sprawach szkolenia młodzieży powinny brać pełną odpowiedzialność za podjęte przez siebie kroki. Dzięki temu mieszkańcy i kibice będą mogli czarno na białym zobaczyć co i jak funkcjonuje. Przy tym komunikację należałoby prowadzić w sposób otwarty i aktywny, tak by otoczenie widziało i rozumiało, jak funkcjonuje klub dotowany z miejskiej kasy. Klub, który musi być nowoczesny.
Mleko się rozlało. "Górale" popłakali. Inni się cieszyli. Teraz trzeba radzić i myśleć, jak posprzątać. I co zrobić, by w przyszłości znów nie dać plamy…