W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Ani syjamskie, ani przyrodnie rodzeństwo

Ani syjamskie, ani przyrodnie rodzeństwo

Nie zawsze oczywiste fakty, ale bywa, że zwykły stereotyp potrafi formułować opinię publiczną. Jakby na potwierdzenie tego spostrzeżenia, zetknąłem się onegdaj ze znanym mi od dawna zdaniem: „Biała była żydowska”, a „Bielsko niemieckie”. Miałem o tym nieco inne zdanie, więc zajrzałem w swoje szpargały, by zobaczyć co z nich wynika.

W  dokumentach spisu ludności (r. 1921) odnotowano następujące dane dotyczące Bielska i Białej.

W Bielsku mieszkało:

   – 61,90%  Niemców,

   – 23,30%  Polaków,

   – 14,00%  Żydów.

W Białej  mieszkało:

   – 59,63%  Polaków,

   – 27,54%  Niemców,

   – 11,78%  Żydów.

Zgoda, że w Bielsku przeważała ludność niemiecka, ale w Białej przeważała ludność polska. No i w Białej mieszkało mniej Żydów, niż w Bielsku. Oczywiście, że te proporcje zmieniały się w II Rzeczypospolitej, głównie na rzecz ludności polskiej, choć i tak ówczesne Bielsko uchodziło i rzeczywiście było najbardziej niemieckim miastem w Polsce, nawet wobec górnośląskich miast. Zmieniały się granice obu miast, przez administracyjne włączenie sąsiadujących z nimi miejscowości, Aleksandrowic do Bielska i Lipnika do Białej. Wojewoda Grażyński inicjował budowę osiedli robotniczych na ul. Michałowicza i Kosynierów, czym łamał przewagę ludności niemieckiej.

Mnie w tym tyglu zdarzeń i wydarzeń przykuwały uwagę tendencje zjednoczeniowe i równie silne separatystyczne, w obu miastach. Od samego zaistnienia w XVI w. osady Trzynastu Chat (pra – Białej), nie była ona, ani późniejsza Biała uznawane za bratnie, czy siostrzane z pochodzenie, ani też w Białej nie doszukiwano się z Bielskiem jakiegokolwiek  powinowactwa. Oba podmioty znajdowały się w innych państwach, więc nie było żadnych podstaw do porównywania ich z bliźniętami syjamskimi, a tym bardziej do doszukiwania się w nich rodzeństwa przyrodniego, choćby z braku wspólnego rodzica.

Natomiast oba miasta łączyły dwie ważne  przesłanki; super korzystne dla wymiany handlowej położenie przygraniczne oraz podobny skład narodowy – zawodowy i religijny, choć różnice, owszem,  występowały w samych proporcjach. Gdy w jednym z sąsiadujących z sobą mocarstw nasilały się prześladowania religijne, wystarczyło przejść rzekę, by czuć się wolnym. Tak postępowali prześladowani w Austrii protestanci, gdy nawet nie mogli już korzystać ze swych leśnych świątyń w Beskidach (Ustroń, Jaworze, Bielsko).

Gdy w jednym państwie uruchamiano pobór do wojska, znowu ta górska rzeczka Biała, bywała ratunkiem dla uciekających przed przymusowym werbunkiem rekrutów. Gdy barskich konfederatów ścigał generał Dybicz, ci znaleźli schronienie na austriackim brzegu Białej.

Już od austriackich czasów bielszczanie i bialanie ciążyli ku sobie, ale połączenia życzyła sobie każda ze stron na własnych warunkach. I to był główny bastion oporu, niechęci a w końcu wrogości społeczeństw obu miast. Problem w swoim stylu rozwiązały hitlerowskie władze okupacyjne w październiku 1939 r., włączając bezceremonialnie Białą do Bielska, i w ten sposób, jako jedno miasto, znalazło się Bielsko w granicach III Rzeszy Niemieckiej.

W czasie, gdy dywizje Armii Czerwonej szykowały się dopiero do zdobycia Bielska, krakowski wojewoda Feliks Mitura nominuje na stanowisko p.o. Starosty Powiatowego Bielsko Biała, 27-letniego majora Bogusława Hojnackiego. Na dokumencie brakuje dywizu oddzielającego obie nazwy miast. Toby oznaczało powrót Białej do stanu przedwojennego. Ale że z Bielskiem? Tu stanowczo sprzeciwił się wojewoda śląsko-dąbrowski, gen Aleksander Zawadzki i dopiero po dwóch miesiącach, w kwietniu 1945 r. utarczkę zakończyła decyzja rządu, o powrocie Białej do województwa krakowskiego, a Bielska do województwa śląsko-dąbrowskiego. Zachodnia granica powiatu bialskiego biegła teraz prawym brzegiem rzeki Białej, od stoków Klimczoka i Magury, po Czechowice. Z tym starosta Hojnacki zaliczył pewne perturbacje przy ratowaniu obrazów Juliana Fałata z willi malarza w Bystrej, leżącej na lewym brzegu rzeki, czyli nie na krakowskiej, lecz na śląskiej stronie.

Nowy starosta wydał odezwę do bialan, w której wzywał byłych pracowników administracji, „o nieskazitelnej postawie w czasie wojny, by zarejestrowali się w tych miejscach pracy, w których pracowali przed wojną”.

Były wiceburmistrz Białej, zrozumiał wezwanie dosłownie, „znalazł sobie jakiś kąt i ogłosił na odezwie, w jakich godzinach przyjmuje interesantów. Bo -  jak wyjaśniał pan Kuśnierz - jako Polak zachował się w czasie wojny, bez zarzutu”. Władze zrobiły pana Kuśnierza kierownikiem miejskiej drukarni.

Ustalenie nowych granic nie zablokowało starego sporu bielszczan z bialanami. Urzędnicy bialskiego starosty zabrali z urzędu bielskiego kartotekę mieszkańców Bielska z lat okupacji, czyli akta osobowe mieszkańców obu miast. Akta każdej osoby opatrzone były rzymskimi cyframi od I do IV, dla określenia kategorii DVL (Volkslisty), co służyło także korupcyjnym działaniom, jak i szantażom w czasie akcji przymusowych przesiedleń. Zawsze bowiem można było w pojedynczych przypadkach dopisać jedną kreskę, co mogło decydować o losie osoby zainteresowanej. W znalezionej informacji, o skazaniu na pięcioletnie więzienie funkcjonariusz UB, w związku ze sprawa wysiedleń, pobrzmiewa mi nawiązanie do wspomnianego w „Dzienniku dra Rudolfa Lubicha” incydentu z pierwszym, acz krwawym transportem wysiedlonych niemieckich kobiet z małymi dziećmi, z Bielska do Cieszyna, 21 czerwca 1945 r.

Z chwilą powrotu do przedwojennych  granic administracyjnych, większość działaczy komunistycznych z Białej przeniosła się do Bielska, widząc w tym większe szanse awansu politycznego i zawodowego, pod katowickim patronatem. W Bielsku miały też siedzibę inne ważne w tamtym czasie instytucje, jak na przykład Delegatura Komisji ds. Walki z Nadużyciami, będąca mocnym orężem wobec politycznych adwersarzy.

Uciążliwym dla mieszkańców, ale i dla władz było zjawisko nieustannego rabunku prowadzonego przez krasnoarmiejców, często określanych (by nie drażnić dowódców radzieckich) maruderami. Jeden z takich przypadków dotyczył bialskiego kina. Do starosty wparował wystraszony kierownik kina, pan Durczak (od imienia żony, kino miało nazwę: ”Wanda”) z błaganiem o ratunek, bo radzieccy oficerowie nakazali mu do godziny 17-tej przygotować do wywiezienia aparaturę projekcyjną firmy Zeisst, jako „trafiejnyje wieszczi”. Starosta polecił mu schować aparaturę, a samemu ulotnić się z miasta, co też rychło wykonał. Aparatura służyła bialskiemu kinu do lat 60..

W Białej funkcjonował największy na południu kraju młyn parowy, familii żydowskiej Neumannów. Inne młyny parowe miały po siedem - osiem walców, młyn Neumanna miał ich 70. Taki młyn, to kąsek łakomy dla wielu i dobry powód do zazdrości dla konkurencji. W roku 1946 młyn Neumanna stanął w ogniu. Drewniana konstrukcja, dobrze podkarmiona mącznym pyłem płonęła niczym pochodnia. 300 jednostek straży pożarnej nie dało rady. Powodem miał być niewystarczający poziom wody w młynówce, a winne temu władze Białej, które musiały stawać przed bielską delegaturą wspomnianej wyżej,  Komisji ds. Walki z Nadużyciami. Pogłoskę, o kolejnej walce Bielska z Białą chętnie powtarzano.

Wojna bielszczan z bialanami nie toczyła się o połączenie miast, bo tego akurat chciały obie strony. Źródłem konfliktu była chęć  jednej ze stron, i obawa z drugiej, wciągnięcia Białej do województwa śląsko-dąbrowskiego. Dla sympatyzujących z rolniczą Małopolską, Biała była głównym ośrodkiem przemysłowym, więc jej ranga w tym województwie byłaby wyższa. Zwolennicy opcji śląskiej argumentowali ilością sprzedanych biletów kolejowych, wykazując większe ciążenie bielszczan i bialan do Katowic (80%), niż do Krakowa (20%).

O połączeniu miast i włączeniu nowej jednostki administracyjnej do województwa śląsko-dąbrowskiego, przesądziła przewaga polityczna wojewody śląskiego gen. Aleksandra Zawadzkiego (PPR), nad wojewodą krakowskim, Kazimierzem Pasenkiewiczem (PPS).

Bialanie też mogli mówić o zwycięstwie, zachowali bowiem, w oficjalnej nowej nazwie Bielsko – Biała, nazwę swojego miasta, gdyż czyjaś mądrzejsza głowa zadecydowała o umieszczeniu między dotychczasowymi nazwami miast, dywizu, który tym samym stał się swoistym pomnikiem pamięci sporu małej Białej z wielkim sąsiadem oraz znakiem, że oba człony nazwy nie są podobne ani do bliźniąt syjamskich, ani do przyrodniego rodzeństwa.

Naśladownictwo nie było zakazane, i w pobliżu pojawiły się podobne próby udane i nieudane, jak Czechowice-Dziedzice, Jaworze-Jasienica, czy Bystra-Wilkowice, ale to temat na inną okazję.

 

ps.

Pewne elementy dawnego sporu pozostały w sferze rywalizacji sportowej oraz pojawiły się w trakcie publicznej debaty o likwidacji województwa bielskiego. Kampania „ratowania województwa bielskiego”, była z góry skazana na porażkę. Argumenty sprzed pół wieku znowu znalazły się w obiegu. Na sesji Rady Miejskiej pojawili się przedstawiciele wojewody katowickiego i krakowskiego. Wówczas pozwoliłem sobie na gorzki sarkazm: „przypomina mi to przyjazd białych do murzyńskiej wioski, którzy nęcą tubylców koralikami, perkalikami i dziwią się, że krajowcy jeszcze nie skaczą z radości, bo oni nie chcą wiedzieć, że tubylcy wolą być nadal krajowcami u siebie”.

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart