25 czerwca 1958 roku Plenum ZG Związku Zawodowego Hutników w Polsce podjęło uchwałę w sprawie budowy sanatorium przeciwgruźliczego dla hutników. Pierwotnie proponowano nazwę „Hutnik”. Okazało się jednak, że obiekt sanatoryjny o takiej nazwie istniał już w Szczawnicy, zmieniono ją więc na „Stalownik”. Przekazany w listopadzie 1967 roku Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Katowicach przez ponad 30 lat służył pacjentom. Mógł służyć dalej, ale wolą ówczesnej władzy sprzedany w czwartym przetargu w prywatne ręce szemranemu „biznesmenowi” z Nowego Targu „świeci” dzisiaj pustymi oczodołami po salach chorych.
Trochę historii
W roku 1948 powołano do życia Instytut Przeciwgruźliczy w Warszawie. Powstały przesłanki do stworzenia kompleksowego planu zwalczania gruźlicy, która w tamtych powojennych latach stanowiła poważny problem epidemiologiczny i demograficzny. Ze względu na niedostateczną jeszcze ilość łóżek i dużą zapadalność na gruźlicę wśród hutników Zarząd Główny Związku Zawodowego Hutników w Polsce, wraz ze Zjednoczeniem Hutnictwa Żelaza i Stali w Katowicach, zainicjowały budowę sanatorium przeciwgruźliczego w Mikuszowicach Krakowskich koło Bielska-Białej.
Wybrano Komitet Budowy, któremu przewodniczył Józef Kieszczyński – przew. ZG ZZH), zakupiono teren po byłym kamieniołomie „Na Walowskim” na stoku Łysej Góry w gminie Mikuszowice Krakowskie. 19 listopada 1960 roku odbył się uroczysty akt erekcyjny.
Projekt części leczniczo-medycznej sanatorium wykonało Biuro Projektów Służby Zdrowia w Warszawie. Wykorzystano w nim niektóre zasady kanonu pięciu zasad nowoczesnej architektury (Modulor) stworzonego przez, nazywanego papieżem modernizmu, Le Corbusiera – bryła Stalownika przypomina swym wyglądem jego słynną Jednostkę Marsylską.
Budowa obiektu na terenie byłego kamieniołomu była dużym wyzwaniem dla inżynierów wielu specjalności. W pierwszej kolejności skupiono się na badaniach geologicznych mających odpowiedzieć na pytania o stabilność podłoża, rodzaj skał, ich miąższość, rodzaj fundamentu, ilość i rozstaw dylatacji, dopuszczalne naprężenia na grunt, odwodnienie od wód podskórnych a także to, czy konieczne będzie wzmacnianie skarp zastrzykami cementowymi i budowanie ścian oporowych. Badania te wykonał Zakład Hydrauliki i Hydrologii Politechniki Gdańskiej.
Wykonano także „Ekspertyzę klimatyczną dla Sanatorium w Mikuszowicach Krakowskich” w oparciu o wyniki stacji meteorologicznej w Aleksandrowicach. Znajdujemy w niej uzasadnienie wyboru miejsca na przyszłe sanatorium: Teren ten reprezentuje obszar o wyjątkowo korzystnych warunkach klimatyczno-zdrowotnych. Należy go uznać jako wskazany do zabudowy o charakterze specjalnym jak sanatoria. Usytuowanie na zboczu południowym gwarantuje bardzo dobre usłonecznienie, tzn. ilość godzin ze słońcem. (…)spływ powietrza chłodnego na rozpatrywany teren z wyższych partii wyniesień będzie niewielki z uwagi na pokrycie lasem o dość zwartym podszyciu, który z jednej strony utrudnia wypromieniowywanie ciepła przez grunt oraz z drugiej działa hamująco na spływ z wyższych partii chłodnych i wilgotnych mas powietrza.
Generalnym wykonawcą było Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe w Katowicach). Łączny koszt budowy wraz z wyposażeniem wyniósł 129.055 mln złotych (w tym 30 mln to udział rad zakładowych). Zrealizowano obiekty o łącznej kubaturze 75 200 m3. Sam budynek główny mia kubaturę 57 131 m3. Dla zobrazowania wielkości zrealizowanych robót niech posłużą niektóre tylko dane: wykorzystano 4 750 m3 betonu i murów grubych, 30 250 m2 konstrukcji żelbetowej cienkościennej, 73 000 m2 tynków, posadzek i okładzin ścian, 1260 ton konstrukcji stalowej, 58 ton aluminium i 3 600 ton prefabrykatów betonowych. Okna i osłony słoneczne pochodziły z bielskiego Metalplastu. O stanie realizacji inwestycji był na bieżąco informowany przewodniczący Prezydium WRN w Katowicach Jerzy Ziętek.
Dzięki Stalownikowi dzielnica zyskała wodociąg (pod koniec 1964 roku Hydrobudowa „Śląsk” rozpoczęła budowę rurociągu wodnego od Straconki) i linię telekomunikacyjną.
Pierwsi pacjenci
5 listopada 1967 r. obyło się uroczyste przekazanie obiektu w użytkowanie Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach. 3 dni wcześniej na mocy uchwały tejże Rady nr 100/1784/67 utworzono Państwowe Sanatorium Gruźlicy i Chorób Płuc „Stalownik”. Funkcję dyrektora powierzono drogą konkursu dr. med. Stanisławowi Jórdeczce, który w ostatniej fazie budowy pełnił funkcję pełnomocnika Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej.
21 marca 1968 r. spisano protokół w sprawie gotowości sanatorium „Stalownik” do podjęcia działalności leczniczej. Liczne usterki i braki w wyposażeniu spowodowały, że zakład rozwijał się stopniowo, a oddziały uruchamiano sukcesywnie sala po sali. Pierwsi pacjenci pojawili się w miesiąc po uruchomieniu obiektu.
Sale chorych posiadały ogrzewanie podłogowe wykonane z rur ze stali szwedzkiej. Na każdym piętrze zaprojektowano leżalnie, w których chorzy mogli korzystać ze świeżego powietrza. Biorąc pod uwagę charakter choroby, która wymagała długotrwałego (przeciętnie około 100 dni) leczenia sanatoryjnego w budynku znajdowały się m. in. gabinety terapii zajęciowej i gimnastyki leczniczej.
Obiekt składał się z 5 oddziałów o łącznej liczbie 320 łóżek szpitalnych, w 3-osobowych pokojach chorych (od strony południowej) o pow. 22,60 m2 z przedsionkiem z wbudowanymi szafami oraz umywalnią z natryskiem.
W 2 lata po otwarciu placówki, na koszt resortu hutnictwa, zakupiono piec produkcji jugosłowiańskiej do spalania odpadów chirurgicznych (na 10. piętrze budynku głównego były 2 sale operacyjne). Na ówczesne czasy był to jedyny taki piec w regionie.
Szpital zamiast sanatorium
Wraz z upływem czasu poszerzano i zmieniano profil leczenia – gruźlica ustępowała – i w lutym 1982 roku zmieniono nazwę na Specjalistyczny Szpital Miejski ‘Stalownik” w Bielsku-Białej. Placówka miała swoją renomą - pacjenci chcieli się w nim leczyć a pracownicy z dumą chwalili się swoim miejscem pracy. Pojawiły się plany rozbudowy obiektu. W roku 1982 jeden z ówczesnych dyrektorów szpitala przedstawił ambitny i, co ważne, realny projekt jego rozbudowy). Jednak trwała już budowa Szpitala Wojewódzkiego i nikt nie miał odwagi poprzeć projektu dra Michała Frączka.
Stalownikowi z roku na rok obcinano środki na remonty i inwestycje niezbędne do utrzymania standardu świadczonych usług. Kolejni dyrektorzy zmuszeni byli, czasem w karkołomny sposób, szukać sponsorów. I zawsze znajdywali pomocną dłoń.
Próby ratowania
Na kilka lat przed sprzedażą „Stalownika” gdy obiekt był już pusty, zawiązała się pięcioosobowa grupa inicjatywna złożona z pracowników szpitala, która chciała przejąć go za symboliczną złotówkę i zaadaptować na placówkę opieki długoterminowej. Inicjator tej akcji, dr Krzysztof Schramel opracował biznesplan i posiadał pisemne zapewnienia potencjalnych sponsorów na wsparcie tej inicjatywy kwotą 3,5 mln zł. Była zgoda Państwowej Straży Pożarnej na wstępne wykorzystanie obiektu do piątego piętra, były plany budowy dodatkowej windy zewnętrznej i ekologicznego źródła zasilania. Brakowało tylko dobrej woli ówczesnych władz miejskich i wojewódzkich. Wielomiesięczne starania i wysiłki inicjatorów projektu spełzły na niczym. Jak władza postanowiła, tak zrobiła. Zniszczono znaną i rozpoznawalną markę. Zostały tylko wspomnienia i szkielet sterczący ze stoków Łysej Góry.
Na zdjęciu tytułowym Stalownik na pocztówce z lat 70. XX wieku.
Poniżej zdjęcia z otwarcia sanatorium oraz fotografie autorstwa Krzysztofa Kozika z lat 1997-1998.