W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Polowanie na myszy

Polowanie na myszy

Myszy jakoś nigdy dotąd mnie nie zajmowały, no bo też czym miałyby mnie niby zajmować. Właściwie nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam mysz, myszy się raczej nie widuje, myszami co najwyżej się mówi. Szkodnik został przez niektóre mamy i niektórych zakochanych tak unieszkodliwiony, że właściwie jaka mysz? Myszeczka! Trzyletnia dziewczynka z cieniutkimi jak mysie ogonki warkoczykami i buźką najsłodszą na świecie, jest myszeczką. Ale myszką bywa się też jak się ma trzydzieści i czterdzieści lat, nie wiedzieć czemu i to zwykle właśnie nie dlatego, że się jest szarą myszką, tylko dlatego, że się jest taką fajną, ciepłą i dobrą istotą, oczywiście kobietą, bo faceci nie bywają myszkami z tego samego powodu, z którego kościotrup z kosą – śmierć jest po prostu rodzaju żeńskiego. Ale akurat to skojarzenie takie mimochodem, trochę niestosowne. Właściwie mogłabym ciachnąć backspacem i już.  

Jest jeszcze mycha. Nie mam pojęcia co z tym zrobić. Mój przyjaciel mówił tak do żony, o żonie. Przerosło mnie. Nadal fajna, nadal słodka i ładna, ale jeszcze jest jaka, że zamiast myszki jest mychą? No może mycha to jest stara mysz? Nie,  to byłoby głupie, mycha, to jest taka rasowa myszka, która owszem, posunęła się leciutko w latach, futerko ma nieco bardziej srebrzyste, niż myszeczka trzyletnia, choć przecież i ta ma sreberko na pleckach, ale mycha to jest taka myszka, co się ubiera u Prady, pije drogie wino i klnie z takim wdziękiem, o jakim myszka nie ma pojęcia. Co ważne, bywa się myszeczką, myszką, mychą, ale nigdy zwykłą myszą. No więc myszami nigdy się nie zajmowałam, zdarza mi się tak do jakiegoś dziewczątka posłodzić, ale to tyle, aż do niedawna. Od kilku tygodni media zajęły się myszami, które jakoś na jesień zdają się być bardziej tematem, niż kiedykolwiek indziej. Tragedia za tragedią, bo trucizny są tak toksyczne, że zabijają przy okazji ludzi, a najgorsze jest to, że zabijają najszybciej te małe nasze myszeczki. Zaplątać się można. I przyszły myszy do mojego domu…

Pewnej nocy, głębokiej już bardzo, jeden z moich synów rażony przedziwnym piorunem, który strzelał gdzieś za regałem z książkami, obudził nas z radosnym przerażeniem (tak, jest coś takiego), że coś ma w swoim pokoju i musimy sprawdzić, co to jest i to coś żyje, bo tupta, coś drapie, znów potupta i znów podrapie. I co najważniejsze i co oczywiste, to nie może żadną mocą poczekać do rana. Sztab kryzysowy zebrał się w przedpokoju, na jakby przedmurzach twierdzy. Decyzja była oczywista – demontujemy pokój, szukamy obcego. Mijają długie kwadranse, mysz, mysz nie mysz – jeszcze się nie ujawniła – głupia nie jest, nie będzie przecież drapać i zdradzać danych o swoim położeniu, widząc z jaką bronią idzie na nią wroga armia. Broń jak broń – tekturowe pudełko po słuchawkach, plastikowy pojemnik na żywność i … nogi rozstawiane w rozkroku(!). Człowiek na co dzień nie prowadzi takich bitew, to chwyta się czegokolwiek. Minęło dziesięć dni. Sztab kryzysowy zwoływany jest codziennie i to dwukrotnie – rano i wieczorem, ale broń po dziesięciu dniach to już XXI wiek – nie miałam pojęcia, jak to są bardzo już zaawansowane technologie! Na przykład dzisiaj znalazłam w kuchni, w jednej z szuflad, żółty lep w czerwonej ramce, a pośrodku jakaś metalowa igiełka, na którą nabija są kąski żółtego sera. To wygląda ciekawie, bo lep ma rozmiar dużego talerza, na środku ten serek, fajnie. No i dookoła serka klej klasy premium! Trzy godziny później zaglądam do tej szuflady (z rzadka  bywam od dziesięciu dni w kuchni, w ogóle z rzadka bywam w domu od tych dziesięciu dni), a serka nie ma. 

Mamy z pięć modeli myszołapek, wymyślnych pułapek takich, co by myszeczka, weszła, a już nie wyszła, ale ducha nie wyzionęła. Wabimy ją, je, smakołykami i nic, nic, zupełnie nic, smakołyki znikają, a mysz tupta i drapie. Punkt kulminacyjny wojny miał nastąpić po pewnym odkryciu naszego psa, który zaczął obwąchiwać książki. Niektórzy bliscy mi ludzie też tak robią, bo zapach farby drukarskiej działa jak intelektualny narkotyk, ale żeby maleńki maltańczyk? I to akurat biografie największych europejskich i światowych dyktatorów? Tak, za Stalinem musi być mysz. Mamy dużo książek, a mysz, jak już ustaliśmy, głupia nie jest. Stalin dawał schronienie przez chwilę, Pinochet stoi siedemdziesiąt centymetrów dalej i coś jakby chrumknął. Rozbieramy regały, znajdziemy ją, je, ich. Natrafiamy na nadgryzione grzbiety, agresja rośnie, pozabijamy, poucinamy im głowy, spalimy żywcem! I nagle przypomniała mi się kurczę legenda o Popielu… którego… myszy … zjadły. Dotąd nie zadawałam sobie tego pytania, ale chyba nadeszła pora: czy myszy mogą zjeść człowieka? A tak jakoś mimochodem sobie odświeżyłam ten słowiański horror. Zjadły, no zjadły! Wróżka przepowiedziała Popielowi, że ludzi, łajdak pokona, ale nad zwierzętami władzy nie ma i mieć nie będzie. Nigdy tak bardzo tego braku władzy nie czuliśmy, jak przez ostatnie dni… Kurczę… Strach napisać teraz, czego zaczęłam się bać. 

Mój wiekowy tata, co to myszy się nałapał w życiu mnóstwo, mówi, że jesteśmy głupi, że najlepsze są te stare łapki, takie co łapią i przyduszają, więc jakby trochę torturują gryzonia, gryzońkę. Nigdy w życiu! Jakże to tak w XXI wieku mysz przydusić, w sumie nie wiem do końca czy taka łapka nie może jej złamać na przykład kręgosłupa… 

I przypomniał mi się taki obraz, nie byle jaki, klasa niderlandzka, to można na nim chyba polegać. Do końca nie wiadomo kto jest jego autorem, przyjmuje się, że któryś z uczniów Roberta Campina, a może któryś z braci van Eyck, Tryptyk de Mérode, w centralnej części przedstawiający scenę Zwiastowania. Jak połączyć Zwiastowanie z myszami? W mig! Na prawym skrzydle św. Józef pracuje sobie w swoim ciesielskim warsztacie, warsztaciku raczej (widać nie chciał przeszkadzać podczas Zwiastowania, to siedzi sobie po cichutku obok, za ścianą). I pracuje. A że malarstwo niderlandzkie zasłynęło z olśniewającego realizmu przedmiotów, to nie mamy żadnych wątpliwości, a nie jestem z tych, co nie mają żadnych wątpliwości, ale zostało to skrupulatnie zbadane, stworzono replikę małego, drewnianego przedmiotu, nad którym pracuje Józef i nawet dla największego niedowiarka staje się oczywistym, że święty robi pułapkę na myszy – taką z kategorii narzędzia do zadawania tortur. Jasne, 1430 rok, troszkę ewoluowaliśmy, ale to w końcu nie byle czyj mąż, nie byle Józef, to może jednak klasyczna pułapka? Może zaufać św. Józefowi? 

Myszy trzeba się pozbyć i to jak najszybciej, bo mam coraz więcej coraz gorszych skojarzeń. Mamy w soboty takie małżeńskie igraszki z kategorii „pierwszy film na wieczór wybierasz ty, drugi ja”. Mój wybór jakiś czas temu, nie wiedzieć zupełnie dlaczego, padł na film kategorii B o przejmującym tytule „ZOMBIEBOBRY”, film z 2014 roku zrobiony przez Jordana Rubina, choć w sumie podawanie tu jego nazwiska chwały mu nie przyniesie. Co prawda bobry to nie myszy, ale z tej samej bajki przecież się wzięły – bajki o gryzoniach! Film najgłupszy ze wszystkich (ale zasadę mamy taką, że oglądamy do końca). Co te bobry robiły ludziom!!! Mordercze, wściekłe z nienawiści gryzonie, rozszarpywały ręce i nogi i wyjadały oczy! Troszkę boję się spać, no bo te bobry stały się zombiebobrami po tym, jak zatruły się jakimiś chemikaliami, a my też święci nie jesteśmy, mamy w domu takie specjalne saszetki z zatrutymi ziarnami pszenicy… (ale z atestem!).  Wczoraj jednak mój przyjaciel kategorycznie zaprzeczył, a też myszami w życiu się zajmował, jakoby one mogły nas zagryźć, zapewnił nas, że na szczęście boją się ludzi, na pewno nie wejdą na mnie podczas snu i w ogóle myszy strasznie boją się ludzkiego spojrzenia i wieją gdzie je wzrok poniesie (czyli na przykład za biografię Nicolae Ceaușescu). 

No to poszłam na całość, żeby mieć pewność, że jestem bezpieczna. „Ogród ziemskich rozkoszy” Hieronima Boscha… Bosch by nie kłamał przecież… A u niego mysz idzie prosto szklaną rurką na twarz ukrytego w jakimś kokonie mężczyzny… Ogon jest jeszcze poza rurką, ale od człowieczego nosa dzieli ją najwyżej piętnaście centymetrów. Wcale nie ucieka, wcale się nie boi człowieka, ona go zaraz ugryzie!!! I na domiar złego, ta mysz jest hebanowa, czarna. 

Kurczę, to jeszcze jeden obraz mi się jakoś przypomniał, pechowo zupełnie, bo zamiast myszeczkę zaakceptować, jakoś z nią być, to ja widzę kolejne Zwiastowanie, tym razem w wersji Petera Paula Rubensa. Przy Zwiastowaniu nie mogą być obecne myszy, nie dlatego, że mogłyby coś pogryźć, nie daj Bóg kogoś, tylko dlatego, że są nosicielkami… diabelskiego genu, przecież piszą o tym średniowieczne Bestiaria! Nie ja to wymyśliłam! Rubens przezorny, oczytany, świadomy powikłanych związków nieba, piekła i ziemi, u stóp Najświętszej Marii Panny namalował kota… Archanioł Gabriel nie zrobił na nim wrażenia, śpi sobie, ale niechby tylko tam się jakaś diablica mała pojawiła… rozszarpałby na strzępy. 

No to tak obeznana w temacie, proszę w końcu przyjaciółkę, żeby wpadła do mnie na kawę z kotem, że my kawa, a on mysz. To takie, na pierwszy rzut oka, oczywiste rozwiązanie. Tego jednak nie wzięłam pod uwagę, że współczesne koty to nie, nie nadają się niestety… Wyselekcjonowana karma… Stylowe gadżety… Domki jak ze snów… Gdzież one by tam ganiały za myszą….

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart