W jednej z bielskich lecznic weterynaryjnych rezyduje papuga, która imituje ludzką mowę. Miałem okazję zapoznać się z krótkimi popisami ptasiego lokatora. Dowiedziałem się, że ptaszysko potrafiło zwabić w pobliże klatki pomieszkujące tam koty, wołając: kici, kici, a następnie złośliwie uszczypnąć dziobem. Zdolności naśladowcze papug nie są dla mnie niczym dziwnym, ale wyobraźmy sobie, gdyby ptak przemówił do nas głosem nieżyjącego dziadka lub babci. Taką sytuację opisuje w książce „Tajemnice przodków. Ukryty przekaz rodzinny” Anne Schützenberger, francuska psycholożka i psychoterapeutka. Przebywając w odwiedzinach u przyjaciół, była świadkiem zdarzenia,j ak na wspólny rodzinny posiłek skrzykiwała papuga. Do miejsca skąd dochodziło wołanie zerwały się psy, a pani psycholog podążyła za nimi przekonana, że usłyszała głos pochodzący z ludzkiego aparatu mowy. Wraz z psiakami wylądowała w pokoju przed gadającym ptakiem w klatce. Papuga udziela również pouczeń jak należy zachować się przy stole. Na przykład, że nie należy się garbić, tylko siedzieć prosto. Domownicy pośpieszyli z wyjaśnieniem, że po śmierci dziadka rodzina odziedziczyła papugę, która miała ze 100 lat i czasem odzywała się głosem któregoś z nieżyjących przodków. W osobliwy sposób nadal im towarzyszyli, a pleciuga swoim przedrzeźnianiem odgrywała rolę pokoleniowego łącznika.
W jaki sposób możemy dziś usłyszeć głos naszych przodków? I czy w ogóle nosimy w sobie taką potrzebę? Co może nam posłużyć za wehikuł czasu, który przybliży nam zapomniane prababcie i pradziadków? Nasza rodzinna pamięć kończy się dość prędko i dalsi protoplaści przepadają w otchłani zapomnienia. Wszakże to po pradziadkach i prababciach dziedziczymy gros cech fizycznych. Schedą generacyjną są również przekonania, wzorce oraz temperament. Chcąc nie chcąc przodkowie wywarli na nas wpływ, który wykracza daleko poza sferę biologiczną. Nasza osobowość jest w pewien sposób wielopokoleniowa. Nie do końca rodzimy się czystą tablicą. Istnieje już wcześniej naniesiony podkład, na który kładziemy samodzielnie kolejne warstwy i obrazy. Można stwierdzić, że sami już teraz przygotowujemy podłoże dla przyszłych pokoleń. I nie dotyczy to wyłącznie kwestii socjalizacyjnych. Występują również zapisy niedostrzegalne dla ludzkiego oka.
Badaniem zjawiska przekazu rodzinnego oprócz psychogenaologii zajmuje się gałąź medycyny zwana epigenetyką, analizująca dziedzictwo pozagenowe. W ramach tych dziedzin przeprowadzono badania dowodzące, że ekstremalne przeżycia mogą być dziedziczone poprzez następne pokolenia. Na przykład dostrzeżono większą podatność na depresję w drugimi-trzecim pokoleniu więźniów obozów koncentracyjnych. Owe trudne przeżycia wpłynęły nie tylko w sposób emocjonalny, ale przyczyniły się także do zmian biologicznych, mózgowych. Zostały zapisane w pamięci komórek, co wpłynęło na funkcjonowanie układu nerwowego w następnych generacjach. Obserwacje wskazują, że traumę można dziedziczyć co najmniej do trzeciego pokolenia. Najczęściej przytaczanym eksperymentem jest test przeprowadzony na myszach, którym podstawiano aromat wiśni, jednocześnie zadawano im ból. Okazało się, że w następnych dwóch pokoleniach mysi potomkowie reagowali na ów zapach w sposób bardzo nerwowy.
Dlaczego o tym wszystkim tak obszernie się rozpisuję? Ponieważ kilka lat temu podjąłem wyprawę w przeszłość mojej rodziny. Poza odtworzeniem drzewa genealogicznego, zadałem sobie trudu, aby krótko scharakteryzować najbliższych przodków. Stworzyć miniprofile. Interesowało mnie coś więcej niż suche daty narodzin, ślubów oraz pogrzebów. Grzebałem w rodzinnych szufladach oraz przeglądałem albumy ze zdjęciami. Wypytywałem o informacje rodziców, babcie, ciotki i wujków. Ważny był każdy strzęp rodzinnych przekazów. Czym się zajmowali? Jaki mieli zawód? Gdzie pracowali? Co robili podczas wojny? Skąd się wywodzili? Bardzo pomocne okazały się archiwa państwowe. Miałem szczęście dotrzeć do naprawdę ciekawych dokumentów, również dobrze przysłużyły zapisy z ksiąg parafialnych. W moje ręce trafiło trochę starych zdjęć. Mogłem ujrzeć jak się wizualnie prezentowali moi protoplaści. Przy okazji na jaw powychodziły rodzinne tajemnice. Znalazły zakończenie niedopowiedziane historie.
Zastanawiałem się po czasie, czemu ma służyć ta rodzinna kwerenda. Oczywiście dostarczyła dużej frajdy i satysfakcji z genealogicznych znalezisk, ale tak naprawdę poznając przodków miałem okazję lepiej przyglądnąć się sobie. Moja pokoleniowa papuga przemówiła.