Nieraz się ludzie dziwią.
– Tak blisko siebie? Dwa schroniska? A niedużo dalej trzecie?
– Bo jedno było żydowskie, drugie niemieckie, a trzecie polskie – mówię wtedy, jeżeli jest akurat okazja i ochota porozmawiać. I zdziwienie zamienia się w zaciekawienie, a czasem w niedowierzanie.
A dwa z tych schronisk zbudowano z inicjatywy bielszczan.
Najpierw powstał obiekt na Hali Boraczej. Beskid Żywiecki w międzywojniu był mniej zagospodarowany turystycznie niż Śląski. Mniej oswojony. Kiedy żydowski klub sportowy „Makabi” z Bielska szukał miejsca na schronisko, teren dopiero zaczynał być namierzany przez turystów i to bielscy Żydzi rozpoczęli historię jego popularności. Być może jeździli tam na narty. Ktoś znalazł fajne miejsce, zachęcił innych. Jechali do Żabnicy, bądź Milówki i stamtąd wspinali się na halę należącą do gospodarza o nazwisku Borak, którą odkupili i w 1928 roku postawili tam niewielkie schronisko górskie. Bo chyba od początku zakładano, że będzie służyć między innymi narciarzom. W tym samym roku powstała sekcja narciarska bielskiego „Makabi”, która intensywnie użytkowała schronisko na Boraczej.
W Muzeum Żydów Polskich „Polin” w Warszawie znajduje się porcelanowa filiżanka z napisem „Makabi” i gwiazdą Dawida wykonana, jak głosi opis na stronie Muzeum, na zamówienie przez najstarszą polską fabrykę porcelany w Ćmielowie. Z tej filiżanki piło się herbatę w pierwszym na świecie żydowskim schronisku górskim. Schronisko było dumą bielskiego środowiska żydowskiego. Wydawano widokówki z jego zdjęciem, zapraszano gości, a w 1931 roku bielski klub zorganizował tu pierwsze żydowskie mistrzostwa narciarskie w Europie środkowej. Do Żabnicy zjechali żydowscy sportowcy z całej Polski i z Europy. Zapewne czekały sanie, którymi przynajmniej część z nich wywożono na halę. Zapewne było to wydarzenie w Żabnicy i w Milówce.
Okolicą zainteresowała się zasłużona bielska organizacja turystyczna, Beskidenverein, której przewodniczył bielszczanin, radny miejski, Edward Stonawski, znany człowiek w przedwojennym Bielsku, utożsamiający się narodowościowo z Niemcami. Później w latach czterdziestych szczycił się, że krzewił niemieckość w Bielsku w ciężkich, polskich czasach. Beskidenverein czuje chyba, że trochę przegapił ten rejon Beskidów, wkładając energię w starania o okolice Babiej Góry, i podejmuje intensywne działania, żeby ten błąd naprawić. W 1931 roku, gdy „Makabi” organizuje na Boraczej żydowskie mistrzostwa narciarskie, Beskidenverein kupuje działkę na Hali Lipowskiej i stara się w ministerstwie o pozwolenie na budowę. Ministerstwo odsyła działaczy Beskidenverein do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, które ma wydać opinię. Opinia jest negatywna. PTT uważa, że nie jest zasadne budowanie kolejnego schroniska w tym rejonie. Beskidenverein działa metodą faktów dokonanych. Rozpoczyna bez pozwolenia budowę schroniska, kwestionując opinię PTT. Pod koniec 1931 roku budowa została ukończona. Latem 1932 roku otwarto schronisko na Hali Lipowskiej dla turystów. Sytuacja dla władz polskich była niezręczna. Nakaz burzenia schroniska mógłby być odebrany, jako szykanowanie mniejszości narodowej. Zresztą schronisko było porządne, ładne i zapewniało niskie ceny wszystkim turystom, a członkom Beskidenverein, jeszcze o ponad połowę niższe. W tym samym roku 1932 spłonęło żydowskie schronisko na Boraczej. Przyczyny pożaru pozostały niewyjaśnione. Turyści byli informowani, że wprawdzie na Boraczej schroniska już nie ma, ale idąc dalej w górę natrafią na przepiękne nowe schronisko niemieckie, ale oczywiście otwarte dla wszystkich.
„Makabi” błyskawicznie zorganizowało akcję odbudowy schroniska na Boraczej. Prace nadzorowała pracownia architektoniczna słynnej rodziny Korn z Bielska. 18 grudnia 1932 „Makabi” zapraszało na uroczyste otwarcie odbudowanego żydowskiego schroniska górskiego na Hali Boraczej. Członkowie Makabi i członkowie Beskidenverein mijali się na nartach.
Kilkakrotnie, gdy opowiadałem tę historię w schroniskowe wieczory, ludzie, z którymi o tym rozmawiałem, wyrażali tę samą nadzieję, że skoro niemieccy i żydowscy ludzie gór poznali się bliżej, to zapewne się polubili i współpracowali. Otóż niestety nic na to nie wskazuje. Przeciwnie. Są opowieści, że odbywała się między nimi wojna podjazdowa objawiająca się m.in. wzajemnym niszczeniem sobie szlaków lub przemalowywaniem ich tak, żeby wprowadzić w błąd, a do tej górskiego konfliktu dołączyła się Rysianka. Hala Rysianka znajduje się 10-15 minut pieszo od Hali Lipowskiej. W 1935 roku, a więc trzy lata po otwarciu schroniska na Lipowskiej i otwarciu odbudowanego schroniska na Boraczej, niejaki Gustaw Pustelnik rozpoczyna nielegalną budowę schroniska na Rysiance. Pustelnik z zawodu był rzeźnikiem i był w spółce z gospodarzami schroniska na Lipowskiej, ale najwidoczniej słabo się dogadywali. Zaczął budowę, tłumacząc, że buduje sobie dom dla siebie. Ale szybko się okazało, że coś za duży ten dom. Trzy kondygnacje, jedenaście izb. Po interwencji Beskidenverein, władze nakazały natychmiastowe wstrzymanie budowy oraz rozbiórkę budynku. W obronie Pustelnika stanęło Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy. Narciarze tatrzańscy mieli chody. Udało się. I teraz Żydzi zjeżdżali na nartach na Boraczej, Niemcy na Lipowskiej, a Polacy na Rysiance, a wieczorami płonęły niedaleko od siebie trzy ogniska i szły pod niebo śpiewy w trzech językach.
Czas gęstniał, robiło się ponuro w tej części świata szczególnie. Podejrzewano, że na Lipowskiej spotykała się piąta kolumna. Na Boraczej natomiast młodzież żydowska miała kursy samoobrony. Zachowało się wspomnienie autorstwa Dawida Jutana, który opisuje, jak w latach trzydziestych wypoczywał na Hali Boraczej na obozie dla licznej młodzieży żydowskiej prowadzonym organizację Beitar, gdzie między innymi odbywały się ćwiczenia z bronią. Obóz, jak wspomina Dawid Jutan, zakończył się paradą maszerującej młodzieży, z orkiestrą, jeźdźcami konnymi, flagami i prezentacją broni.
Współistnienie trzech narodów w trzech schroniskach zakończyła oczywiście II wojna światowa, kiedy wszystkie trzy zostały przejęte przez Niemców, a na Lipowskiej ostatecznie gospodarzem został gestapowiec. Po wojnie schroniska przejął PTTK.
Dziś, co jest absolutnie unikalne, można bez szczególnego pośpiechu i wyjątkowej kondycji, spokojnie iść na Boraczą, zjeść jagodzianki, iść na obiad na Lipowską i na kawę na Rysiankę. Szlak popularny również zimą (tylko zimą jednak raczej z noclegiem na Rysiance). Polecam!