Gorąca prośba: przeczytajcie cały tekst, zanim zaczniecie klaskać albo gwizdać. Świat nie jest taki prosty, czarno-biały. A nawet jeśli świat taki się staje, to ja nie.
Jest taki profil na X (d. Twitter), który analizuje treści, ukazujące się w sieci, zamieszczając potem coś w rodzaju raportów. Nazywa się to „Polityka w sieci”. I dosłownie na chwilę PRZED coroczną tradycyjną ogólnonarodową kłótnią o Owsiaka profil zanalizował postawy, towarzyszące internautom, piszącym w sieci o WOŚP i Jerzym Owsiaku.
Według autorów analizy, emocje wokół WOŚP rozkładają się pośród internautów w następujący sposób:
– złość (45%) – zdominowana przez krytyczne opinie i zarzuty wobec WOŚP oraz Jerzego Owsiaka.
– radość (30%) – wyrażająca wdzięczność i wsparcie dla fundacji oraz jej rezultatów, takich jak zakup sprzętu medycznego.
– smutek (15%) – wynikający z rozczarowania obecnym kryzysem wizerunkowym i polaryzacją opinii.
Ważne zastrzeżenie: zdaję sobie sprawę, że sieć przyciąga niezadowolonych, wściekłych, że o negatywne opinie łatwiej niż o pozytywne, że w realnym życiu ludzie bardziej ważą słowa; jednym słowem wiem, że ta analiza nie jest reprezentatywna dla opinii publicznej. Ale dla mnie jest ważna, bo wskazuje, że całkiem spora grupa ludzi czuje po prostu smutek. Nie złość, nie entuzjazm, po prostu – smutek.
Bo ja też. Za każdym razem, gdy przypomnę sobie pierwsze Orkiestry, przy których pomagałem, ten entuzjazm pierwszego sztabu (dziś pięćdziesięcioletnich pań i panów), to pospolite ruszenie z puszkami (jeszcze bez aukcji wygrywanych przez milionerów), moją maczetę, którą przywiozłem z Nikaragui i przeznaczyłem na licytację, a potem – wiele lat potem - moich synów, kwestujących w mrozie.
Spyta ktoś, gdzie tu miejsce na smutek? Smutno mi, gdy też widzę, że ta „lepsza” pół-Polska co roku chce zawłaszczyć Orkiestrę dla siebie, stawiając tę drugą „gorszą” pół-Polskę do kąta. Smucę się za każdym razem, gdy Jerzy Owsiak uważa za stosowne zaangażować swój autorytet i markę WOŚP w kolejną polityczną czy ideową przepychankę. Smutek pojawia się za każdym razem, gdy szef Fundacji – przecież nie z racji swojej funkcji, ale swojego temperamentu – staje dość agresywnie po jednej ze stron tej wojny polsko-polskiej.
Najbardziej smutno mi było, gdy zobaczyłem, ze Jerzy Owsiak zaangażował Orkiestrę do grania w kampanii wyborczej. Poszedł wtedy „na rympał”. Nie znam nikogo, kto uwierzył w opowieść, że bilbordy, które zalały Polskę w październiku 2023 roku miały zwalczać sepsę, a nie PiS. Pytałem o powody tej samobójczej (w stosunku do pierwotnych idei) akcji mojego znajomego, który dobrze zna się z Owsiakiem i utrzymuje z nim serdeczny kontakt. Też mu było trochę nieswojo, próbował mi tłumaczyć, że z pewnością Owsiak „wie coś więcej” i postawił wszystko na jedną kartę, by obronić się przed PiS. Do dziś nie wiem co miał na myśli… Wiem za to, że cała Polska to widziała i wielu czuło złość lub co najmniej zażenowanie.
Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Oby polityczne zaangażowanie Owsiaka nie położyło kresu legendzie ogólnonarodowego zrywu ludzi dobrej woli. Chyba że „ogólnonarodowy” to już pojęcie z przeszłości a teraz mamy w Polsce co najmniej dwa narody?
No i pytanie zasadnicze, które krąży po ulicach naszych miast jak wolontariusze WOŚP w zbiórkową niedzielę: wrzucę do puszki czy nie wrzucę? Jeśli, jak co roku, młodziaki będą kwestować pod moim kościołem, to wrzucę, przygotuję się zawczasu. Zrobię to nie dla Owsiaka, tylko dla wolontariuszy (oby ich było jak najwięcej) i dla dzieci, które trafią na onkologię i hematologię (oby ich było jak najmniej). Bo orkiestra to nie tylko dyrygent.