Jarosław Klimaszewski zapowiedział już oficjalnie walkę o ponowny wybór. Wiadomo, sam nie wygra, ma wokół siebie ludzi i środowiska, które go popierają. Przyjrzyjmy się temu bliżej. I nie, to nie będzie o deweloperach, Gajowy się na tym nie zna. Będzie o politycznym zapleczu tej prezydentury.
Klimaszewski jest szefem lokalnej Platformy Obywatelskiej i wiceszefem PO w województwie, więc naturalne, że popiera go ta partia. Ale, co ciekawe, będąc szefem PO nie startuje z jej listy, ale ze swojej własnej, przedstawianej jako bezpartyjna. Cóż, szef partii nie idzie do wyborów z własną partią, tylko startuje z innej listy… Trochę jakby Tusk startował z Bezpartyjnych Samorządowców… Nie moja to sprawa, skoro w PO to się podoba…
Ano właśnie, wróble ćwierkają, że nie wszystkim to się podoba, tak jak i rządy Klimaszewskiego w mieście i w partii. I że część lokalnej PO pójdzie do wyborów osobno, z własną listą i z własnym kandydatem na prezydenta. I że ma to związek z rejestracją w Bielsku-Białej Komitetu Wyborczego Wyborców „Koalicja Października”. Wygląda więc na to, że z powodu Jarosława Klimaszewskiego w PO grozi rozłam.
Nic to dziwnego, doprowadzanie do kolejnych rozłamów to stały sposób obecnego prezydenta na budowę swojego politycznego zaplecza. Przyglądając się bliżej klubowi radnych Klimaszewskiego znajdziemy tam bowiem rozłamowców z PiS: Maksymiliana Prygę, Romana Matyję i Bronisława Szafarczyka. Zostali oni radnymi z listy Prawa i Sprawiedliwości, ale wkrótce dokonali rozłamu w klubie PiS i przeszli do klubu prezydenckiego. W którym zresztą spotkali się ze swoimi kolegami, Adamem Ruśniakiem i Karolem Markowskim, którzy też reprezentowali PiS w dawnych czasach, kiedy jeszcze nie było to niemodne.
Ale to nie koniec rozwoju przez podział.
Oto bowiem z powodu Klimaszewskiego podzieliła się też bielska lewica. Lewicowa aktywistka z Partii Razem, pani Madzia, ośmieliła się bowiem wystartować w wyborach przeciw Klimaszewskiemu! Zgroza, prawda? Lewica przecież od wielu już kadencji tylko udaje że istnieje, w rzeczywistości wspierając aktywnie najpierw Jacka Krywulta, a potem obecnego prezydenta. I tym razem też tak miało być, a tu ta niesforna Madzia… Na to nie mógł pozwolić lewicowy minister Koperski, dlatego stanął na schodach Ratusza razem z Klimaszewskim i ściskając prezydencką dłoń zapewnił o poparciu Lewicy dla dotychczasowego włodarza miasta. Godzinę później na tych samych schodach stanęli inni liderzy bielskiej Lewicy i zapewnili o poparciu dla kandydatki Partii Razem, a potem wymiana ciosów w postaci oświadczeń przeniosła się ze schodów do internetu. I w ten sposób prezydent stał się źródłem rozłamu w kolejnej formacji.
Czyli w zapleczu prezydenta mamy już PO (w każdym razie jej część), PiS (a raczej byłych radnych tej partii, którzy spokojnie mogliby znaleźć zatrudnienie w stacji meteo w Aleksandrowicach, tak dobrze wyczuwają skąd wieje wiatr) oraz część Lewicy (raczej tę mniej lewicową).
W tym kontekście powstają dwa pytania. Pierwsze: co łączy tych ludzi oprócz chęci władzy? I drugie: czy taki koktajl będzie strawny dla mieszkańców Bielska-Białej?