Styczeń to miesiąc, który zawsze kojarzy się z jakimś nowym otwarciem. Sportowym również. Siłownie przeżywają oblężenie. Na ulicach i leśnych ścieżkach pojawiają się nowe twarze. To one, z pierwszym dniem nowego roku, postanowiły wprowadzić w swoje życie zmiany. Albo, jak kto woli, postanowienia. Wśród nich królują: „schudnę 10 kg”, „wyrzeźbię sylwetkę”, „wystartuję w maratonie”. Ludzie stawiają sobie nowe cele. I dobrze! Bo ten entuzjazm jest zaraźliwy i może komuś faktycznie się uda. Niestety, większości nie. Bo rzeczywistość jest brutalna. Według badań, tylko 8% ludzi realizuje swoje noworoczne postanowienia. Dlaczego?
Powodów jest wiele. Do każdego powinno się podejść indywidualnie. Ale są kwestie, które łączą. W pewnej audycji radiowej, jadąc samochodem, usłyszałem, że akurat w temacie styczniowych zmian większość z nas porywa się z motyką na słońce, by po kilku dniach lub – co bardziej wytrwali – po kilku tygodniach, zderzyć się ze ścianą. Cele rzadko łączą się z dotychczasowymi nawykami, stanem zdrowia czy dostępnym czasem. Marzenie o starcie w maratonie wiosną pięknie brzmi, zwłaszcza wypowiadane wśród znajomych, ale dla osoby, która ostatni raz biegała w szkole podstawowej, jest to cel niemal nieosiągalny bez przygotowania.
Według American Psychological Association postanowienia mają większe szanse na realizację, kiedy są konkretne, mierzalne i wspierane przez otoczenie. Jeśli ktoś założy, że od 1 stycznia będzie „bardziej aktywny”, ale bez sprecyzowania, może wpaść we frustrację i w konsekwencji... nici z założeń. Nie bez znaczenia jest też motywacja i cierpliwość. Publicysta James Clear podkreśla, że w krótkim okresie ludzie zazwyczaj przeceniają swoje możliwości. Nie doceniają, co mogą osiągnąć jeśli popracują dłużej. Przykład? Kiedy po miesiącu ćwiczeń na brzuchu nie widać „sześciopaka”, albo wyraźnego spadku wagi, wiele osób stwierdza, że nie będzie się katować, skoro nie widać efektów. I znów, postanowienie wpada do lamusa...
Michael Phelps, wielokrotny mistrz olimpijski w pływaniu, pytany o fundamenty sukcesów, mówił że kluczem często jest nie tyle talent, co konsekwencja. I podawał swój przykład – Amerykanin nie opuścił żadnego treningu przez pięć lat! Johannes Klæbo, norweski mistrz nart, szczegółowo planuje każdy sezon, rozbijając główne cele na mniejsze, codzienne zadania. Legendarny pięściarz Muhammad Ali, zwykł mawiał, by „nie liczyć dni, lecz sprawić, by to one się liczyły”. Wszyscy osiągnęli sportowe sukcesy. A w styczniowych postanowieniach, nie chodzi przecież o olimpijskie triumfy, a raczej o sprawy bardziej przyziemne i realne. Może więc na początek, zamiast rzucać „maraton za trzy miesiące”, warto powiedzieć sobie - „pięć kilometrów, trzy razy w tygodniu”?
Małą łyżką najecie się zawsze, chochlą można się udławić...