Znajomy mocno narzekał na kolegę, z którym od lat współpracuje. Rzuciliśmy się do udzielania rad. Jedna z nich brzmiała mniej więcej tak: umów się z nim i nie rozmawiajcie o sprawach, które was dzielą, na chwilę odłóżcie je na bok. Spotkaj się z nim jako osobą, a nie przyczyną napięć i problemów. Uszanuj go jako osobę. Odkryj go jako człowieka. Dowiedz się jak żyje. Tydzień później otrzymaliśmy smsa, w którym informował nas, że ich relacja ruszyła do przodu i coś się w nich zmieniło, był tym bardzo ucieszony i zaskoczony. Tajemnica wejścia w głębszy poziom relacji.
Przywołam bardziej przemawiającą historię. Terapeuta spotkał się z młodym człowiekiem, aby jak zwykle z nim porozmawiać. Na początku spotkania zapadli w milczenie i trwali w nim przez godzinę. Młodzieniec w tym czasie głęboko się wzruszył. Pojawiły się łzy, a potem podziękował za obecność i towarzyszenie, ponieważ głęboko przemyślał ważne życiowe zagadnienia.
Podobne zjawisko milczącej rozmowy odnalazłem w „Opowieściach Chasydów” Martina Bubera, posłuchajmy filozofa: "Pewnego razu rabbi Mendel, syn cadyka z Warki i rabbi Eleazar, wnuk magida z Kozienic, spotkali sią po raz pierwszy. Sami, bez postronnych, weszli do izby, usiedli naprzeciw siebie i milczeli przez godzinę. Wtedy pozwolili wejść pozostałym, «Teraz doszliśmy do ładu - rzekł rabbi Mendel”. Buber pasjonował się fenomenem komunikacji niewerbalnej. Nazywał, to współbyciem, w którym partnerzy stają się dla siebie boskim lustrem odbicia.
Jeśli już otarliśmy się o mistykę, to na chwilę tu przystańmy. Bóg chyba nie wytrzymał gadulstwa człowieka i ustami ewangelisty Mateusza poprosił ludzkość o używanie słów z namysłem. W języku, greckim, w którym spisany jest Nowy Testament brzmi to dosłownie tak: „Modląc się zaś nie paplalibyście”. Słowa nie chcące nawiązać relacji. Traktujące przedmiotowo.
Schodząc na poziom ludzkiego padołu. Byłem świadkiem rozmowy, która polegała na wzajemnym wygłaszaniu monologów. Nie pojawił się choćby najmniejszy promyk dialogowania. Każdy chciał narcystycznie wygłosić swoje kwestie. Świat odczuć rozmówcy nie istniał albo był uwięziony w czeluściach podświadomości, wszak gdzieś na głębszym poziomie pragniemy spotkania z drugim człowiekiem. Podobnie zastanowiła mnie uszczypliwa wypowiedź o pewnej publicznej osobie, która mówi w pięciu językach, ale w żadnym nie ma nic do powiedzenia. Zgrabny zabieg erystyczny, a potrafi dostarczyć materiału do refleksji.
Dałem się wciągnąć w historyczny serial, którego akcja toczy się w XVI-wiecznej Japonii. Moją uwagę przykuł rytuał parzenia herbaty. Podobno, aby przyswoić zasady przygotowania i serwowania naparu, trzeba aplikować ćwiczenia przez setki godzin. Obserwowałem, jak filmowe małżeństwo celebruje czas raczenia się napojem z liści. Piękny ceremoniał, piękna oprawa, ale zupełny brak relacji pomiędzy małżonkami. Ceremoniał stworzony do zawiązania i podtrzymywania relacji rozminął się z celem.
Chciałem zakończyć felieton puentą i nic nie przychodziło mi do głowy. Wtedy przypomniałem sobie niepokojące słowa Juliana Tuwima: „Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa”.