W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Gdzie jest ten Czarny Łabędź?

Gdzie jest ten Czarny Łabędź?

Natura potrafi zaskakiwać różnymi dziwactwami, w rodzaju czterolistnej koniczyny, róży stulistnej – ulubiony chwyt farmaceutycznych marketingowców - czy białego nosorożca. Takim właśnie ekscesem przyrody wydaje się być Czarny Łabędź, gdyby nie istotne zastrzeżenie; nie mamy do czynienia ze zjawiskiem ornitologicznym, a raczej z określeniem pochodzącym z obszaru ekonomicznej futurologii.

Określenie to znane już w XVI w. w środowisku ekonomicznym, zostało jednak w XIX w zarzucone, odkąd w Australii natrafiono na autentyczną populację łabędzi czarnych. Dopiero za sprawą książki pt. „Czarny Łabędź”, autorstwa libańskiego Amerykanina – Nassima Nicolasa Taleba (NNT) ponownie ożyło, przy czym zachowało swoje pierwotne znaczenie. Opisuje ono bowiem zdarzenie kompletnie niespodziewane, nieoczekiwane, trudno przewidywalne, a jednocześnie wywierające ogromny, negatywny wpływ na funkcjonowanie współczesnego świata, w dodatku bezradnego wobec jego zaistnienia.

W amerykańskim kręgu kulturowym, każde nowe zjawisko musi nosić nazwę poetycko brzmiącą. Mają to, zapewne, po Indianach. U nich im gwałtowniejsze zdarzenie meteorologiczne, tym piękniejsze imię żeńskie nosi. Każda rewolucja, czy rewolta oznaczona bywa wymyślnym kolorem lub kwietnym imieniem, a każde finansowe tąpnięcie zaciemnia horyzont czarnymi czwartkami, piątkami i bardzo czarnymi poniedziałkami.

Dla zilustrowania definicji Czarnego Łabędzia NNT przytacza przykłady; wybuchu I WŚ, powstania internetu, czy zamachu na WTC. Publicyści i wyznawcy tej teorii uzupełniają o wybór D. Trumpa na prezydenta USA i o pandemię Covid 19. Tak więc Czarny Łabędź pozostaje antonimem przewidywalności, efektem kompletnej nieprzydatności wszelkich wzorców, algorytmów i prognoz, którymi gnębią ludzkość tabuny zbędnych ekonomistów, z laureatami Nagrody Nobla na czele, którą to instytucję NNT postuluje zlikwidować.

Książka napisana z publicystycznym nerwem, aż roi się od zaskakujących stwierdzeń. Bywa, że nie wiesz, kiedy NNT kpi z ciebie, a kiedy pisze prawdę, i czy aby w tym momencie nie ryczy ze śmiechu z mojej infantylnej naiwności, wobec całkiem udanej mistyfikacji.

A, niech tam! Czyta się to świetnie, i czasami mnie to wystarcza. Ale nie zawsze. Dlatego podzielam pogląd autora o książkach, które przeczytane, są znacznie mniej wartościowe, od książek nieprzeczytanych. Wiem co piszę, bo sam czytam co najmniej jedną tygodniowo.

Chyba już kiedyś wspominałem o mojej kipiącej wyobraźni, i tym razem też dałem się jej uwieść, by samemu szukać, najlepiej gdzieś w pobliżu, Czarnego Łabędzia, który (przypominam) ma być niespodziewany, nieprzewidywalny, zaskakujący, a przy tym ogromnie niebezpieczny dla funkcjonowania świata. Spojrzałem wstecz, no bo w końcu analogie czegoś mają nas uczyć.

Jakieś 250 milionów lat temu, na Jukatan spadła ogromna (12 km długości) planetoida Babtistina. Na skutek tej gigantycznej katastrofy kosmicznej (wysoka temperatura, horrendalne tsunami, otwarcie wnętrza Ziemi z erupcją milionów wulkanów, zasłonięcie słońca chmurami pyłów i w konsekwencji nuklearna zima) wyginęły zwierzęta, a z nimi nasze ukochane dinozaury. Już wiem, że nazwanie tego kataklizmu, jako „nieoczekiwanego”, „trudno przewidywalnego”, a jednocześnie powodującego „ogromne, negatywne skutki” zdarzenia Czarnym Łabędziem, wymaga obecności obserwatora, notującego i komentującego wszystkie te czynniki, czyli człowieka uzbrojonego w odpowiednią wiedzę i instrumenty. A, o takiego faceta, przed 250 milionami lat, było niezwykle trudno. Wobec tego, umówmy się; dla mojego eksperymentu obecność takiego obserwatora nie jest niezbędna. Sam się zgłosiłem. Sprzeciwu nie słyszałem.

No, dobra, ale jak sobie poradzić z brakiem zasadniczych przesłanek tworzących definicje Czarnego Łabędzia? W końcu z jego definicji pozostały jedynie „ogromne, negatywne efekty”. Słabe to i nie wystarczy na nazwanie Czarnym Łabędziem katastrofę planetoidy Babtistina. Musiałem więc przykład sprzed prawieków odrzucić, ale zrobiłem to zbyt późno na cofnięcie eksperymentu, bo już jestem w moich górach i właśnie wchodzę na Palenicę. Jak mnie znacie, bywam bardzo uparty i mimo wszystko trwam przy kontynuacji.

Z wysokości Palenicy patrzę na moje Jaworze. Od wczoraj wiatr wieje z południa, a tutaj to rzadkość i dlatego żaden tam Scout (system przy NASA, szacujący ryzyko zderzenia z Ziemią obiektów kosmicznych) źle obliczył czas i miejsce i dlatego za moment, w samą Goruszkę rąbnie (w jaworzańskim narzeczu: piźnie) asteroida 2023 BU, wielkości ciężarówki, albo SN43, nieco większa od domku na Żoliborzu, i zamieni moją Goruszkę w beskidzką Fudżijamę.

STOP! Ni ma tak! (z beskidzkiego). Nie ma żadnego kataklizmu, bo skoro Scout wiedział, to znaczy, że uderzenie nie będzie niespodziewane, a tym bardziej nieoczekiwane. Dlatego nie ma i nie będzie żadnego Czarnego Łabędzia, ani w Jaworzu, ani na Śląsku, ani w Polsce. Od ostatnich wyborów minęły dwa tygodnie i nic nie zapowiada tsunami, ani nuklearnej zimy. Jest raczej nadzieja na przyjazną wiosnę. Chociaż przyroda u nas kapryśna, i kto wie, na co się jeszcze zaniesie? 

I ta ostatnia wątpliwość skłoniła mnie do zweryfikowania moich wzrokowych zdolności obserwacyjnych, na przykład przez poddanie się testowi sprawności umysłu, polegającemu na sprawdzeniu umiejętności wykonania prostej operacji myślowej, sprowadzającej się do zrozumienia następującego zdania: „on wie, że ja nie wiem, że wiem”. Jeżeli ja mam nie wiedzieć, że wiem, a on o tym wie, to muszę odnaleźć adres do okulisty.

Uff! Odetchnąłem z ulgą. Okulary nie będą mi, tym razem, potrzebne.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart