W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Fajni seniorzy!

Fajni seniorzy!

Za moment skończę pięćdziesiąt lat, a co rusz czytam o pięćdziesięcioletnich starych kobietach – czytam w literaturze, rzecz jasna. 

Pamiętam jaką specyficzną i przedziwną ulgę poczułam, gdy doliczyłam się wieku Małgorzaty Minclowej, bohaterki „Lalki” Bolesława Prusa, która przez całe moje liceum i studia w mojej świadomości była starą kobietą. Potęgowało to we mnie jakąś formę odrazy do Wokulskiego, jak mógł związać się ze starą kobietą? Po co mu była ta stara Minclowa? No nie trzeba głęboko grzebać, miała przecież pieniądze i niezły biznes w mieście, no i wdowa. Grubo starsza od niego - tak jakoś ujął to Prus, grubo starsza… Wyobraźnia dokończyła robotę. Kiedy doliczyłam się jej wieku, przestałam kompletnie to podkreślać na lekcjach (a uczę polskiego i muszę uważać, co podkreślam, bo te moje podkreślenia kształtują przecież młode pokolenia), wręcz wolałam zupełnie przemilczeć i od kilku lat Małgorzata Minclowa w głowach moich uczniów jest młodą wdową, która spodobała się Wokulskiemu, nie rozwodzę się też już zbędnie nad tym, dlaczego to małżeństwo, dlaczego ona, dlaczego on. W świat wypuszczam młodych ludzi z nową zupełnie wizją tej kobiety – spełnionej, dbającej o siebie, chcącej się podobać, bo Prus coś napomknął o wcieraniu sobie jakichś specyfików, ale która z nas nie wciera – grubo przed pięćdziesiątką nawet! I robimy to z tych samych absolutnie pobudek! Trafiła na języki warszawiaków, chciała się odmłodzić za wszelką cenę, za wszelką cenę zyskać na wartości, wygładzić zmarszczki, odzyskać sprężystość skóry, blask oczu, ładną linię żuchwy! Nie będę jej postarzać dla literackiego efekciarstwa, właściwie lekcyjnego – zawsze  z historii tego pierwszego małżeństwa Wokulskiego moi uczniowie pamiętali to, że… ona… była… stara…

Minclowa w chwili śmierci miała – mój Boże – czterdzieści osiem lat! Grubo starsza od Wokulskiego? Really? Zwykła literacka matematyka – ona była zaledwie od niego o cztery lata starsza! A zatem młodsza ode mnie! Może ona w tym 1876, plus minus, roku (tak to mniej więcej rocznikowo wypada) uchodziła już za starą, ale dlaczego miałabym utwierdzać w tym przekonaniu moich uczniów, a tym bardziej siebie! Oni gotowi w to uwierzyć: stara czterdziestoośmiolatka! Ja mam pięćdziesiąt! 

Poradziliśmy sobie całkiem nieźle ze starością – dzisiaj starość nie jest starością, dzisiaj nie ma starych ludzi, są seniorzy, dzisiaj kiedy mówię, że jestem stara, to z takim fajnym przekąsem, że jestem jednak dość jeszcze młoda. Dzisiaj starość przestała być czekaniem na śmierć, przestała być wychodzeniem, wyprowadzaniem się z życia, wręcz przeciwnie, choć przecież to uogólnienie i oby taka była jak najczęściej. Coraz fajniej być dzisiaj seniorem. W Mądrości Syracha czytamy: Nie uwłaczaj człowiekowi w jego starości, albowiem i z nas niektórzy się zestarzeją. To też jednak przywilej dla wybranych, wielu z nas wychodzi z życia zawczasu, nie w porę. A starość pozwala na dużo. Jesteśmy starzejącym się społeczeństwem, wielu wśród nas jest seniorów, którzy są seniorami po trzydzieści lat! To kawał prawdziwego życia, nie jakiejś tam jesieni, nie jakiegoś schyłku, nie jakiegoś cienia! Trzydzieści lat!

Według danych GUS w Polsce pod koniec 2023 roku żyło ponad 7,3 tys. stulatków, w tym 5602 kobiet i 1785 mężczyzn. W 2015 roku było ich 4,2 tys. Według szacunków ZUS, opartych na prognozach Ministerstwa Finansów, w 2040 r. w Polsce może być ponad 20 tys. stulatków, w 2060 r. – ponad 65 tys., a w 2080 r. – nawet 124 tysiące. Bądźmy sprawiedliwi w takim razie, jeżeli starość utożsamia się z jesienią życia (skąd inąd cudowną porą roku), to życie dzielimy na trzy, a nie cztery części, więc dla przyszłego stulatka matematyka jest uroczo prosta: lato, lato życia, skończy się, przynajmniej dla mnie, dopiero za trzynaście lat, a potem długa jesień! Trzydziestoletnia! 

Pomijam zdrowie, nie piszę, nie będę pisać o zdrowiu, bo to nie jest tekst o zdrowiu, tylko świadomości siebie, świadomości przemijania, ale przede wszystkim świadomości życia, którego trzeba i warto się nażyć. Dzisiaj seniorzy są coraz piękniejsi. Spędziłam weekend w Zachodniomorskiem, weekend z pięknymi seniorami, seniorami, którzy spacerowali po zmrożonych plażach, rozkochani w słońcu, w sobie, w swoich bliskich, którym co rusz wysyłali niezliczone zdjęcia z opanowanych do perfekcji smartfonów, z seniorami, którzy po południu popijali herbatę w hotelowej restauracji, bo na kawę to już za późno - ciśnienie też woli lekką herbatę, seniorami, którzy  mają mnóstwo czasu na muzea, które w wiośnie życia w pośpiechu omijali, z seniorami, którzy czytają książki odkładane latami z braku czasu, teraz mają czas i dobre okulary w fajnych ofertach dla seniorów. 

Spotkałam się z grupą kuracjuszy jednego z nadmorskich sanatoriów, rozmawialiśmy o czasie, wspominaliśmy wielkie miłości, swoje ukochane miejsca na Pomorzu, o utracie, o wygranej, o szczęściu, o pechu, o Bogu i kameralnych, miasteczkach, które mają tyle uroku, że aż dech zapiera. Ja sto pięćdziesiąt lat temu byłabym już starą kobietą, oni, one staruszeńkami, polegującymi kątem u bliskich w przeczuciu nadciągającego końca. Byliby już martwi, nawet jeśli żywi, to martwi. Patrzyłam na nas wszystkich razem i zachwycałam się tym, jak bardzo naprawiliśmy tę część życia, która rządzi się dzisiaj fajnymi, naprawdę humanistycznymi prawami. Dzisiaj wolno być fajnym seniorem, choć wszyscy przecież doskonale zdajemy sobie sprawę z nieuchronności losu, ale żeby czekać? Wyglądać? Jakoś się szykować? Na śmierć? Na nią nie trzeba się szykować, przyjdzie sama, wola Boska, nie przeciw się, bo i cóż, chudziaku, poredzisz krzykaniem a płaczem? Spokojności się ino zbędziesz, że nawet to jadło pokrzywą ci się w gębie wyda! — Cierp przeto i dufaj w Panajezusowe miłosierdzie… Przyjdzie gorsze, kostucha ułapi cię za grdykę i w ślepie zajrzy — nie próbuj się wypsnąć, nie twoja moc — bo wszystko jest w Boskiem ręku… Tak mi się na tę okazję Reymont jakoś przypomniał, choć przecież… stary Boryna… miał… pięćdziesiąt osiem zaledwie lat… gdy umierał. Stary młody Boryna… 

Podoba mi się moda na dojrzałe ciała, podoba mi się moda na 50+, 60+, 70+, 80+, podoba mi się sztuka, która i na płótno i do pędzla dopuszcza seniorów, podoba mi się, że wolno być starym człowiekiem i mieć prawo do siebie. A może by tak pozamieniać domy spokojnej starości na cudnie niespokojnej? 

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart