W piątkowy wieczór w hali przy ul. Widok doszło do starcia futsalowego mistrza kraju – bielskiego Rekordu - ze zdobywcą Pucharu Polski Piastem Gliwice. Po końcowym gwizdku więcej powodów do radości mieli…
Przepis na hit? Proszę bardzo! Gliwiczanie przyjechali do Bielska-Białej po serii ligowych zwycięstw, zaś Rekord w ostatnich pięciu ekstraklasowych meczach zanotował cztery zwycięstwa i remis. W tabeli Piast był liderem, a Biało-Zieloni znajdowali się tylko pozycję niżej, tracąc do piątkowych rywali jedynie punkt. Publiczność pod Szyndzielnią mogła więc nastawiać się na starcie na najwyższym poziomie.
Mecz bardzo dobrze rozpoczęli przyjezdni. Już w 1. minucie Lazzaretti wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Osiem minut później Piast prowadził już 2:0, korzystając z prezentu w postaci samobójczej bramki Panesa. Wynik utrzymał się do końca pierwszej części gry.
Po przerwie gospodarze starali się „złapać kontakt”. Grali dobrze. Utrzymywali się przy piłce. Przyjezdni jednak skutecznie bronili dostępu do swojej bramki, bardzo dobre zawody rozgrywał ich bramkarz, Michał Widuch. Nie zmienia to faktu, że to Rekord szukał gola, Piast skupił się na pojedynczych atakach ofensywnych. I jeden z nich zamienił na gola - w 29. minucie bielskie trybuny zasmucił Breno Bertoline.
Z tak dobrze zorganizowaną defensywą gliwiczanie nie mogli tego meczu przegrać. Bielszczanie zastosowali jeszcze manewr z wycofaniem bramkarza, dający im przewagę zawodnika w kreowaniu akcji ofensywnych, ale upragnionego gola zdobyli dopiero w ostatniej minucie gry. Na więcej zabrakło czasu.
Rekord Bielsko-Biała – Piast Gliwice 1:3 (0:2)
0:1 Lazzaretti (1. min.)
0:2 Panes (9. min., samobójczy)
0:3 Bertoline (28. min.)
1:3 Zastawnik (40. min.)
Rekord: Iwanek – Gustavo Henrique, Kubik, Budniak, Marek, Rakić, Matheus, Zastawnik, Panes, Dela, Krzempek, Surmiak, Nawrat
Fot. : BTS Rekord