Zastrzelenie przez Żyda Karola Normana na placu Smolki w Bielsku Polaka Leona Wanata było bez wątpienia jedną z najsłynniejszych zbrodni do jakich doszło w tym mieście w dwudziestoleciu międzywojennym. Bynajmniej nie z powodu okoliczności przestępstwa, które były dość prozaiczne, ale z uwagi na to, co stało się po morderstwie.
Do dramatu doszło 17 września 1937 roku. Wszystko zaczęło się od tego, że po godzinie 18.00 w restauracji Landaua znajdującej się przy placu Smolki i prowadzonej przez 62-letniego Żyda Karola Normana zjawił się Leon Wanat, 28-letni ślusarz mieszkający w Białej. Okazał się on dość uciążliwych klientem, gdyż - jak wynika z zeznań kelnerki Olgi Zdrynik z Bielska - po pierwsze zaczął zaczepiać trzech innych gości lokalu, którzy zniechęceni tym wyszli z restauracji, a po drugie zamówił małe piwo i kilka deko kiełbasy ale odmówił zapłaty. Twierdził, że owszem, ureguluje rachunek, który wynosił 45 groszy, lecz dopiero nazajutrz. Pomysł kredytowania należności za piwo i kiełbasę podpierał on argumentem, że jest dobrze znany właścicielowi lokalu. Tyle, że restaurator Norman na kredytowanie klienta absolutnie nie chciał się zgodzić uważając, że ma on przy sobie pieniądze bo tego dnia otrzymał wypłatę. Skończyło się na wezwaniu policji.
W obecności przybyłego na plac Smolki posterunkowego ślusarz z Białej powtórzył, że rachunek zapłaci następnego dnia. Z kolei restaurator pozostał przy swoim zdaniu twierdząc, że nie może się na to zgodzić. Wyjaśnił przy tym, że odmowa wynika z faktu, iż nie zna tego klienta. To ostatnie stwierdzenie - jak zeznała potem organom ścigania kelnerka Zdrynik - bardzo wzburzyło raczej spokojnego dotąd Wanata, który zaczął bić pięścią w stół, obraził słownie właściciela restauracji i stanowczo twierdził, że w tym lokalu jest stałym gościem. Spór o wynoszący 45 groszy rachunek zakończył się tak, że bialski ślusarz ruszył z policjantem na komisariat, a towarzyszył im bielski restaurator. W siedzibie policji okazało się, że Leon Wanat miał przy sobie ponad 30 złotych, co potwierdziło wcześniejsze podejrzenia Normana i dowiodło, iż amator małego piwa i kiełbasy z sobie tylko wiadomych powodów po prostu nie chciał zapłacić za zamówienie. Na komisariacie musiał to zrobić, aczkolwiek miał przy tym odgrażać się Normanowi. Wystraszony Żyd poprosił policję o zatrzymanie ślusarza do czasu, aż wytrzeźwieje, ale usłyszał, że nie ma ku temu podstaw prawnych.
W tej sytuacji restaurator wrócił na plac Smolki z należnymi mu pieniędzmi, ale i pełen obaw. Te ostatnie potwierdziły się krótko przed 19.00, kiedy w rejonie swojego lokalu dostrzegł Wanata. Bojąc się jego ponownych odwiedzin najpierw zamknął drzwi do restauracji, a potem próbował zamknąć bramę do kamienicy, aby i tą drogą nieproszony gość do niego nie dotarł. Sztuka się nie udała z uwagi na obecność kilku meneli raczących się tam wódką. W efekcie przed bramą kamienicy stojącej przy placu Smolki doszło do ponownego spotkania Żyda Normana i Polaka Wanata. Tyle, że tym razem Norman miał przy sobie pistolet, w który uzbroił się z obawy przed agresją niedawnego klienta. I z tego pistoletu strzelił do ślusarza, który - jak zeznał potem restaurator - miał się na niego zamachnąć ręką uzbrojoną w jakiś błyszczący przedmiot, który Norman wziął za nóż. Leon Wanat padł martwy, a Karol Norman pobiegł na komisariat, gdzie do wszystkiego się przyznał. Mówił, że uważał ślusarza za silniejszego od siebie i dlatego się go bał, a obawy te wynikały między innymi z faktu, że kilka tygodni wcześniej został pobity i pogryziony przez innego klienta. Policja przeszukała zwłoki Wanata i nie znalazła noża. W kieszeni marynarki nieboszczyka była jedynie szuplera czyli przyrząd do mierzenia grubości żelaza, typowe narzędzie ślusarza.
Wieść o tym, że bogaty Żyd zamordował młodego Polaka błyskawicznie rozniosła się po Bielsku i Białej. W efekcie przed restauracją Landaua zebrał się tłum, który krzyczał: "Bić Żydów!". Policja co prawda rozgoniła to spontaniczne zgromadzenie, ale wówczas jego uczestniczy rozbiegli się po mieście i zaatakowali kamieniami szyby w żydowskich sklepach i mieszkaniach. Nazajutrz antysemickie zamieszki się powtórzyły, a pogrzeb Leona Wanata, który miał miejsce 19 września, zgromadził ponoć dwadzieścia tysięcy ludzi! Część z nich ruszyła po pogrzebie demolować witryny żydowskich sklepów. Kamienie poleciały także w stronę bożnicy i szkoły żydowskiej oraz w kierunku interweniującej policji. Dopiero użycie znacznych sił policyjnych uspokoiło sytuację. Warto dodać, że antyżydowskie zamieszki miały miejsce także miejsce w sąsiedniej Białej (gdzie między innymi zaatakowano synagogę), w Dziedzicach, w Cieszynie i w Skoczowie. W miastach tych również doszło do wybijania szyb w żydowskich mieszkaniach i sklepach. Łączne straty wyniosły około 56 tysięcy zł.
Wyrok w sprawie zabójstwa przy placu Smolki wydał w lutym 1938 roku Sąd Okręgowy w Cieszynie, który skazał Karola Normana na 6 lat pozbawienia wolności. Cieszyńska Temida uznała, że bielski restaurator umyślnie zabił bialskiego ślusarza ale popełniając ten czyn działał w obronie koniecznej odpierając bezprawny zamach na swoje życie. Tyle, że -zdaniem sądu - granice obrony koniecznej zostały w tym przypadku przekroczone. Stąd wyrok skazujący ale dość łagodny jak na pozbawienie kogoś życia.
Karol Norman nie doczekał końca wymierzonej mu kary. Po niemieckiej agresji na Polskę, która miała miejsce we wrześniu 1939 roku, przebywający w więzieniu restaurator jako Żyd skazany przez polski sąd został przez Niemców zamordowany.