Uświadomiłam sobie ostatnio, że przez większą część mojego życia miałam pewien problem z byciem „tu i teraz”. Odkąd pamiętam, moje funkcjonowanie w głównej mierze polegało na oczekiwaniu.
Otwierając oczy rano, myślałam już o popołudniu. W poniedziałek rozpoczynałam odliczanie do piątku. W czasach szkoły czekało się na Święta, długi weekend, ferie, wakacje... Na studiach czas odmierzałam do kolejnych sesji, egzaminów, zaliczeń. Zimą wyczekiwałam wiosny, a kiedy ta nadchodziła – a z nią alergia - pragnęłam lata. Kiedy upały zaczynały dawać w kość - odliczałam do jesieni, a w momencie kiedy w sklepach pojawiały się pierwsze czekoladowe Mikołaje (często jeszcze w październiku) w myślach ubierałam już choinkę. Tak naprawdę nigdy nie potrafiłam poczuć satysfakcji z momentu, który akurat trwał...
Aga Wacięga rozważa, jak daleko pojmowanie czasu może zmienić pojawienie się na świecie dziecka. Czytaj tutaj.