Kuchnia to nie apteka mawiała moja babcia i „na oko” odmierzała składniki na ciasto. A potem pachniało cudownie w całym domu i wszyscy z utęsknieniem zerkali na parapet, gdzie gotowe ciasto stygło sobie w najlepsze, kusząc czekoladową polewą. Zakradałyśmy się z siostrą, gdy nikt nie widział i próbowałyśmy uszczknąć odrobinę tej słodyczy, zdarzało się, że czekoladowy „Murzynek” znikał nim dostatecznie wystygł.
O tym skąd czerpać inspiracje i dlaczego eksperymentowanie jest fajne także w kuchni pisze w swoim kolejnym felietonie
Margarett Antonik. A cały tekst mozecie przeczytać tutaj.