Coraz trudniej rozmawia się z młodymi ludźmi o stanie wojennym. Nic dziwnego: od jego wprowadzenia minęły 43 lata. To dwa razy więcej niż trwała niepodległość II Rzeczpospolitej. To tyle, ile dzieliło I wojnę światową od pierwszego lotu w kosmos. Więcej czasu niż nas, ówczesnych młodych, dzieliło od Westerplatte. I dokładnie tyle, ile wynosi dziś mediana wieku Polaków.
Dlatego tylko jedna refleksja na marginesie.
W stanie wojennym internowano ponad 10 tysięcy ludzi. Kolejnych 12 tysięcy skazano w następnych latach w procesach politycznych. Między 60 a 80 tysięcy było represjonowanych w inny sposób (grzywny, zatrzymania, zwolnienia z pracy). Dokładna liczba ofiar śmiertelnych nie jest znana, ale prawdopodobnie obejmuje ponad 90 osób.
Przeszłość? W Polsce tak, miejmy nadzieję bezpowrotna. Ale tuż obok, na Białorusi, po czterech latach od protestów przeciw sfałszowanym wyborom w 2020 roku, Łukaszenka wciąż więzi 1390 osób. Większość z nich ma wieloletnie wyroki i znajduje się w koloniach karnych, w tym wszyscy kontrkandydaci Łukaszenki w wyborach. Kilkadziesiąt tysięcy Białorusinów przeszło przez areszty, tortury i inne represje. A mówimy o kraju, który jest czterokrotnie mniejszy niż Polska!
Część więźniów politycznych białoruskiego dyktatora to Polacy. Najbardziej znany to Andrzej Poczobut, dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi. Skazany za „propagowanie faszyzmu” czyli czczenie pamięci żołnierzy AK na Grodzieńszczyźnie. W Mińsku właśnie trwa proces kolejnego Polaka, ks. Henryka Okołotowicza, oskarżonego o „zdradę stanu”. To duchowny, który jeszcze w latach 80. jako pierwszy odprawił mszę św. w Katyniu, za co też był represjonowany przez KGB.
Za polskimi internowanymi i więźniami politycznymi w latach 80. wstawiał się cały zachodni świat. Interweniowali prezydenci, artyści, Papież i inni liderzy religijni. Presja miała sens: część wyszła przed czasem, części złagodzono wyroki, polepszono warunki odbywania kary.
Dlatego nie rozumiem bezczynności i milczenia w sprawach więźniów politycznych na Białorusi. Skoro już obojętniejemy na cierpienie Białorusinów, to upomnijmy się choćby o tych, którzy są Polakami i za polskość obrywają! Nie rozumiem, dlaczego nie postawiono na ostrzu noża sprawy uwolnienia Poczobuta w wielkiej wymianie więźniów, podczas której wypuściliśmy z naszego więzienia groźnego rosyjskiego szpiega, Pawła Rubcowa. Zapewnienia rządu, że starają się innymi kanałami, mnie nie przekonują. Poczobut jak siedział, tak siedzi, izolowany tak, że nawet żona nie ma z nim kontaktu. Już w trakcie odsiadki dołożono mu nowe wyroki, nie wiadomo kiedy wyjdzie i czy w ogóle wyjdzie żywy. A Polska milczy.
O stanie wojennym trzeba pamiętać, by nie zapominać o takich jak Poczobut.