Wychowałem się na radiu „Głos Ameryki”, które w latach 80-tych było alternatywnym źródłem wiadomości dla pogrążonego w komunistycznej indoktrynacji społeczeństwa. „Głosu Ameryki” musiałem słuchać, ponieważ radio było w pokoju, który dzieliłem z bratem Maćkiem, a nasz tata nastawiał zagłuszaną audycję i spędzał w ten sposób wieczory. Chcąc, nie chcąc chłonęliśmy od dziecka amerykańskie spojrzenie na świat. Możliwe, że wtedy zrodziła się w moim bracie miłość do USA. W młodości wyjeżdżał tam kilkukrotnie. W końcu osiadł z rodziną na stałe i blisko od 20 lat prowadzi życie w słonecznej Kalifornii pod Los Angeles. Wpadłem na pomysł, aby z nim przeprowadzić mini wywiad. Jako politologa szczególnie interesowały mnie nadchodzące wybory prezydenckie, sprawy społeczne oraz amerykański styl życia.
– Wiem, że się interesujesz życiem politycznym w Stanach Zjednoczonych. Pamiętam, że przeczytałeś biografie kilku czołowych amerykańskich polityków. Jak się politycznie odnalazłeś w USA? Czy poglądy, które wywiozłeś z Polski musiały ulec ewolucji na miejscu?
– Tak, przypomniałeś mi, że rzeczywiście przeczytałem biografie Busha Juniora, Ronalda Reagana i Baracka Obamy. To chyba znaczy, że życie polityczne Ameryki jest mi jak najbardziej bliskie i interesuję się nim nie tylko powierzchownie jako wyborca. Po przyjeździe tutaj w 2006, doznałem szoku politycznego, jeśli można to tak określić. Do tamtej pory myślałem, że USA to taki jeden wielki konserwatywno-kapitalistyczny konglomerat, niezależnie kto jest akurat przy władzy. W 2008 roku, po wyborze pierwszego marksistowskiego prezydenta, opadły mi jednak klapki z oczu. Od tamtej pory zaczęła się powolna degrengolada Ameryki jako kraju. Moje poglądy więc wywiozłem z Polski i ku mojemu zdziwieniu musiałem do nich mocno powrócić. Nie myślałem, przyjeżdżając tutaj, że do takiej sytuacji kiedykolwiek dojdzie.
– W listopadzie odbędą się wybory prezydenckie w USA. Skąd się bierze czarna legenda Donalda Trumpa? Dlaczego wzbudza takie emocje?
– Emocje wzbudza głównie wśród tzw. elit, czyli mediów, świata akademickiego, Hollywood oraz polityków i to obu frakcji. Zwykli ludzie widzą w nim trybuna ludu. Zanim Trump stał się „wrogiem demokracji” przez dziesiątki lat był pupilem elit. Raczej Demokratą niż Republikaninem, choć wpłacał obu partiom na kampanie, bo przede wszystkim był biznesmenem i pragmatykiem. Po tym jednak jak ośmielił się sięgnąć po władzę to popadł w niełaskę „układu” (tak samo potraktowano Elona Muska). Jest też doceniany często przez swoich umiarkowanych przeciwników, którzy mówią, że jego samego to nie lubią, ale za jego rządów mieli lepiej.
– Czy jesteś w stanie coś pozytywnego powiedzieć o Kamali Harris?
– Niestety nie, nawet jakbym chciał. I to nie z powodów politycznych różnic, bo było po stronie lewicy kilku bardzo ciekawych kandydatów takich jak Tulsi Gabbard czy Robert Kennedy Junior (oboje poparli ostatnio Trumpa), którzy reprezentują sobą naprawdę sporo. Kamala zaś nie reprezentuje sobą nic. Nie ma żadnej osobowości, nie grzeszy inteligencją, nie potrafi sklecić prostej wypowiedzi, a poważnych tematów unika, bo się nie zna. Nie jest materiałem na poważne stanowisko, nie mówiąc już o prezydenturze.
– Mam pytania o zamieszki po zabójstwie George’a Floyda. Pamiętam, że po tych wydarzeniach kupiłeś broń. Dlaczego? Podobno były duże kolejki? Również po wydarzeniach związanych z BLM nastąpiła reakcja w postaci wykupu nieruchomości w stanach, w których nie ma mniejszości? Czy to prawda, że ceny podskoczyły o kilkaset procent?
– Zacznę od skorygowania Twojego pytania. To niekoniecznie było zabójstwo, ale raczej śmierć z przedawkowania serii narkotyków. To co się później rozegrało, latem 2020 roku, to czarna karta w amerykańskim życiu społecznym. Słyszałem i z odległości widziałem zamieszki w Long Beach i ich hasła, że „idą na bogatych”. Wtedy postanowiłem kupić pierwszy pistolet, żeby móc bronić rodzinę i siebie jakby przyszło co do czego. Rzeczywiście wtedy po wielogodzinnym staniu w kolejce, zakupiłem austriacki pistolet Glock wraz z amunicją za potrójną cenę ze względu na niebotyczny wtedy popyt na broń w całym kraju. Te wspomniane wydarzenia rzeczywiście sprawiły migracje między poszczególnymi stanami. Nastąpił potężny exodus ludzi ze stanów liberalnych, gdzie tolerowano rozboje BLM, do stanów konserwatywnych. Po raz pierwszy w historii istnienia Kalifornii więcej ludzi wyjechało (ok. 1miliona) niż do niej przyjechało. Głównym powodem był i jest brak poczucia bezpieczeństwa wśród społeczeństw tych stanów, strach przed narastającą przestępczością. W wielu stanach konserwatywnych mieszkają mniejszości, ale polityka stanowa stawia tam przede wszystkim na bezpieczeństwo, a nie na poprawność polityczną. Ludzi straciła Kalifornia, Oregon, Waszyngton, Illinois, a zyskały Texas, Floryda, obie Karoliny, Tennessee i Idaho. Ceny nieruchomości rzeczywiście zaczęły iść drastycznie w górę w stanach konserwatywnych. W znanym mi stanie Idaho poszły o 200%-300% w ciągu kilkunastu miesięcy.
– Jak w Twoich oczach zmieniła się Polska przez te lata nieobecności. Czego najbardziej brakuje ci z Polski?
– Bardzo i to na korzyść. Pierwszy raz przyjechałem do Polski w 2008 nic nie zauważyłem, ale już podczas drugiej wizyty, chyba w 2014, nie mogłem się nadziwić jak szybko wszystko się rozwinęło. I to zauważyłem już jadąc „gierkówką” z lotniska. Chwilami myślałem, że jestem gdzieś w Niemczech. Takim symbolem dla mnie, a także wymiernym dowodem na to jest fakt, że właśnie zamówiłem kolumny głośnikowe, tu bardzo chwalone, u ich producenta w... Poznaniu. Z prozaicznych rzeczy, to brakuje mi kremu orzechowego z Delicji i oscypka. Z bardziej górnolotnych to pokopać sobie jesienne liście w Cygańskim.