W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Autobus Polska

Autobus Polska

Kiedy ponad dwie dekady temu wprowadzono obowiązek finansowania kampanii wyłącznie poprzez komitety wyborcze, w środowisku drukarzy i grafików wydawniczych dało się odczuć poczucie ulgi. Wcześniej żniwa, jakimi dla branży są takie kampanie, były zabawą dla ludzi o bardzo mocnych nerwach. 

Dużo zleceń do wykonania „na już”, ale biznes wysokiego ryzyka. Chodziło oczywiście o płatności. Warunkiem sukcesu było pobranie zapłaty od kandydata jeszcze przed wyborami, co nie było łatwe, bo w czasie kampanii nikt nie ma wolnej chwili. Po wyborach, gdy kandydat się nie dostał – szukaj wiatru w polu, a jeśli odniósł sukces – znowu nie miał czasu, bo w wirze nowych obowiązków rozliczenie było na ostatnim miejscu. Co więcej, niektórzy przyszli prawodawcy próbowali rozliczać się jak drobni rzemieślnicy (optymalizacja kosztów dzięki gotówce i braku rachunku) lub budzili wesołość, podając jako odbiorcę faktury jakieś przedsiębiorstwa z drugiego końca Polski zajmujące się na przykład brukarstwem, które niespodziewanie poczuły potrzebę wydrukowania dużej liczby plakatów i ulotek reklamowych. W czasie pierwszej kampanii parlamentarnej po wprowadzeniu obecnej ustawy, w Bielsku-Białej zdarzył się przypadek artysty, który postanowił nie tylko dorobić sobie jako projektant (profesjonalna sesja zdjęciowa, a potem lifting cyfrowy delikwentki itd.), ale również wziął na siebie pośrednictwo w druku materiałów wyborczych. Kiedy to wszystko wyprodukował i przywiózł do willi owej pani (piastującej zresztą ważne stanowisko w jednym z pobliskich sanatoriów), usłyszał, że… wszystko jest już wydrukowane gdzie indziej i że klientka „ne zaplati”. Artysta okazał się wyłącznym właścicielem stosu makulatury. Przekręt polegał na tym, że chytra kandydatka dostała od artysty do akceptacji projekty nie w formie wydruków z drukarki, ale bardzo wysokiej jakości, kosztowne odbitki próbne (tzw. cromaliny, dzisiaj, ze względu na zmiany technologiczne, już niestosowane), które kazała komuś… zeskanować i wydrukować z pominięciem naiwnego autora. Interwencje u władz partii, którą (zresztą bez powodzenia) reprezentowała, spełzły na niczym. Poszkodowany, który przedzierał się przez różne instancje, szukając sprawiedliwości i prawa, usłyszał, że komitet wyborczy mimo stosownej adnotacji nie miał z tym nic wspólnego. Sprawa trafiła do sądu, ale to… to kandydatka oskarżyła artystę. O zniesławienie – bo chodził byle gdzie i domagał się interwencji w sprawie zapłaty. Proces był zabawny (oczywiście nie dla artysty), bo zeznawali m.in. jego podwykonawcy, specjaliści od przygotowania do druku, którzy tłumaczyli sądowi, jak rozpoznać, że ulotka powstała z zeskanowanego cromalinu. A ponadto z nieukrywaną satysfakcją opowiadali, co też w programie do obróbki zdjęć musieli pod dyktando artysty robić z twarzą kandydatki, by (obecna na sali) kobieta wyglądała jak na zdjęciu. Już nie pamiętam, czy sąd zgodził się z zarzutami powódki, ale pamiętam, że artysta (w sprawie pieniędzy na straconej pozycji, bo uznał, że umowa ustna obowiązuje) przez długie miesiące spłacał ratami swoje zobowiązania wobec podwykonawców, w sumie kilka tysięcy złotych…

Wydawało mi się przez lata, że ta ustawa ucywilizowała kampanie wyborcze i historie jak opowiedziana powyżej mogły się zdarzyć co najwyżej w okresie przejściowym, że widoczne gołym okiem przekraczanie limitów wydatków przez różnych kandydatów jest przez jakieś urzędy monitorowane. Dzięki sprawie rozliczenia kampanii Prawa i Sprawiedliwości dowiadujemy się, że tak nie jest. Politycy niedawno rządzącego ugrupowania, patrząc wprost w oczy swoich wyborców, nie mówią wcale, że nie robili tego, co im się zarzuca, tylko twierdzą, że Państwowa Komisja Wyborcza nie ma uprawnień, by to sprawdzać. To kto ma??? Czy rzeczywiście PKW może tylko sprawdzać, czy komitet wyborczy nie pomylił się w sumowaniu kwot, które zechciał łaskawie umieścić w sprawozdaniu, a nie może zweryfikować, czy są to wszystkie wydatki??? Siła oburzenia, z jaką głoszone są takie tezy, każe się domyślać, że (ewentualna, nie znam się) luka w ustawie była zamierzona. „Tak żeśmy to sprytnie wykombinowali, żeby nie można było nas rozliczyć” – to chcecie nam powiedzieć, szanowni i szanowne? Tak będziecie argumentować swoje odwołanie??? To dopiszcie tam jeszcze cytaty z przemówień sejmowych sprzed kilku lat, w których głosiliście, że wola narodu powinna być ponad formalnym prawem. I wyjaśnijcie, dlaczego zmieniliście ustawę tak, żeby mieli w niej większość przedstawiciele zwycięskiej opcji w Sejmie.

I jeszcze jedno. Wyobraźmy sobie Polskę jako autobus. Komu brakuje wyobraźni, niech znajdzie w Internecie reprodukcję słynnego obrazu Bronisława Linkego. Wsiada kanar i stwierdza, że jeden z pasażerów jedzie na gapę. Z powodu ścisku nie udaje mu się sprawdzić wszystkich. Co powinien zrobić gapowicz? Krzyczeć: „Nie zapłacę, bo tu na pewno inni też jadą na gapę”? A może urządzić wśród współpasażerów zrzutkę na mandat?

Z pewnością nie brakuje gapowiczów w tym autobusie. Może przygoda tego jednego złapanego wpłynie na pozostałych? Może wreszcie „efekt mrożący” będzie miał aspekt pozytywny? Może ukarana partia będzie czymś w rodzaju Mefistofelesa w Fauście Goethego – demona, którego niecne pragnienia prowadzą w konsekwencji do dobra? Może zostaną załatane luki w prawie i PKW będzie miała narzędzia do precyzyjnej kontroli gapowiczów politycznych?

Jakoś nie chce się w to wierzyć. Może jestem nadmiernym pesymistą, ale obawiam się, że największym efektem tej awantury będzie moralna satysfakcja tego oszukanego przed laty artysty z Bielska-Białej.

PS. Na spacerze z psem zerknąłem na ową zniszczoną barierę przy chodniku obok sali gimnastycznej Liceum Asnyka na Złotych Łanach, którą było widać na jednym ze zdjęć dołączonych do felietonu sprzed dwóch tygodni. Jak widać na nowej fotografii, nadłamana rurka zniknęła, zostawiając otwartą drogę w mniej więcej dwumetrową przepaść. Z pewnością to efekt krytyki prasowej. Tylko powstaje pytanie, czy to szkoła rozpoczęła proces naprawczy, który się jeszcze nie zakończył, czy może poprzedni felieton czytali złomiarze i się zainteresowali obiektem? Na wszelki wypadek informuję, że dwumetrowa rura stalowa kosztuje w marketach budowlanych mniej niż stówę, a usługa jej przycięcia, przyspawania i pomalowania pewnie kosztowałaby drugą setkę złotych.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart