Mama, która chce pracować i oddaje dziecko do żłobka, nazywana jest karierowiczką, dla której rodzina nie jest ważna. Dla odmiany – ta, która decyduje się pozostać w domu i nie jest aktywna zawodowo – jest wygodna i leniwa. Jeśli dba o swój wygląd, to oznacza, że jest zapatrzona w siebie, natomiast jeśli skupia się na dzieciach, zapominając przy tym o sobie – jest zaniedbana i całkowicie siebie zatraciła. Znacie to?
Dla odmiany: tata, który szaleje z dziećmi na rowerach czy na basenie to tata świetny, który ma podejście do dzieci. Tata, który wypierze i wyprasuje dziecięce ubranka to cudowny mąż i ojciec, który pomaga w domu. Tata, który ugotuje obiad dla całej rodziny jest oceniany bardzo pozytywnie. Natomiast mama, która bawi się z dziećmi, to po prostu mama. Ugotowanie obiadu czy wyprasowanie ubranek to jej obowiązek. Jeśli ma szczęście, to powinna się cieszyć, że ktokolwiek jej w domu „pomaga”.
To wiedza wręcz powszechna, tylko jak to poukładać, żeby wszyscy byli zadowoleni, a mamy w szczególności? Przyznam, że w przeszłości i mnie zdarzało się oceniać niektóre matki w podobny sposób. Dziś sama jestem mamą dwuletniej dziewczynki i znajduję się po tej drugiej stronie. Dopiero teraz widzę, jak bardzo się myliłam w niektórych kwestiach i jak łatwo jest oceniać, nie przekonując się o pewnych rzeczach na własnej skórze.
Wróciłam do pracy, kiedy moja córka skończyła 9 miesięcy. Z jednej strony chciałam wesprzeć budżet rodzinny, z innej zachować pewną niezależność finansową, jednak – szczerze mówiąc – po prostu potrzebowałam zwyczajnie wyjść do ludzi. Wyłączyć na chwilę głowę z myślenia o drzemkach, pampersach i obiadkach. Pobyć i porozmawiać z ludźmi o innych tematach niż te związane z dziećmi. Choć na chwilę odpowiadać tylko za siebie.
Moje dziecko początkowo było pod opieką cioci, teraz chodzi do żłobka. To tam stawiało pierwsze kroki i tam wypowiedziało pierwsze słowa. Razem spędzamy popołudnia i weekendy, a także wszelkie urlopy czy dni wolne. I właśnie dzięki temu, że w pewnym momencie wyszłam do ludzi, moja cierpliwość do córki wydaje się być obecnie niewyczerpana. Mogę po raz trzydziesty w ciągu dnia pić wyimaginowaną herbatkę z plastikowego kubeczka i zachwycać się, jaka jest pyszna, czy też układać puzzle z Psiego Patrolu piąty raz z rzędu. Bez cienia złości mogę znosić wszelkie objawy buntu dwulatka czy gorsze momenty i wreszcie rozumiem, że dziecko też ma do nich prawo. A wcześniej tak nie było. Ciągłe przebywanie z małym człowiekiem, który jest uzależniony ode mnie w każdym aspekcie życia, a do tego nie potrafi przedstawić swoich potrzeb, było bardzo frustrujące. Do tego dochodziły nieprzespane noce, gorsze własne samopoczucie czy po prostu gorsze okresy dziecka, jak np. podczas ząbkowania, kiedy to zmęczenie sięgało zenitu.
Dzisiaj uważam, że ogromnie krzywdzące jest określanie matek pozostających w domu z dziećmi, jako wygodne czy leniwe. Myślę, że to ciężka praca. Niejednokrotnie bardziej wymagająca, niż praca na etacie, gdzie tak naprawdę psychicznie można odpocząć od ciągłej odpowiedzialności. Równie krzywdzące jest nazywanie matek oddających dzieci do żłobka karierowiczkami, czy zarzucanie egoizmu matkom dbającym o siebie. Na własnej skórze przekonałam się o tym, że za szczęściem dziecka stoi szczęśliwa mama. Jeśli potrzebuje wrócić do pracy, niech to zrobi dla dobra wszystkich. Jeśli potrzebuje wyjścia do kina, fryzjera czy na masaż – również powinna to zrobić i to bez wyrzutów sumienia.