W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Teoria bez teorii

Teoria bez teorii

Na początek mała retrospekcja. Gdzieś z początkiem lat 80., czyli tak naprawdę dawno, dawno temu, w wieku lat nastu miałem tę okazję uczestniczyć w młodzieńczym wypadzie na wieś. Wraz z kolegą gościliśmy przez cały weekend w domu trzeciego spośród nas, który – prawdziwy szczęśliwiec – mieszkał daleko poza miastem.

Czego tam nie było… wielkie ognisko, nocne kąpiele w stawach rybnych (oczywiście zakazane), owoce zrywane prosto z drzew (niekoniecznie tych należących do rodziny kolegi), strzelanie z karbidu i długie wałęsanie się po polach, a do tego gadanie, gadanie…

Ja nieco praktyki wiejskiej miałem już za sobą, wcześniej zaliczyłem jakieś wakacje u rodziny, sianokosy, żniwa – czyli minimalną wiedzę posiadałem, przynajmniej na tle tej, która była udziałem drugiego gościa. Ten, wychowany na bielskim osiedlu, nie wiedział kompletnie nic, a do tego był zafascynowany tym innym światem, tak różnym od blokowiska. Dlatego też pytał i pytał: - A co tu rośnie? To tak wyglądają ziemniaki? A to żyto czy pszenica? Owies? To jak wygląda pszenica? A kiedy sieje się ziemniaki? – I tak stale. Ten brak wiedzy praktycznej wcale nie oznaczał braku znajomości teorii. Z edukacji wyniósł chociażby wiedzę, jakie mamy zboża czy skąd się bierze masło, ale nie miał nigdy okazji skonfrontować tej wiedzy z rzeczywistością, dostarczając nam przy okazji nieco zabawy. Taka teoria bez praktyki w nastoletnim wydaniu.

A teraz bliżej naszych czasów. Kilka lat temu jeden z kanałów telewizyjnych z szumem zapowiadał rozrywkowy cykl programów z hipnozą w roli głównej. Znajomy student w jakiejś sytuacji towarzyskiej zapytał mnie wprost: - A co to jest ta hipnoza? W pierwszej chwili byłem zaskoczony i zdziwiony; no jak to, taki element wiedzy ogólnej przecież, pojęcie, którego nie trzeba mieć w programie szkolnym, żeby wiedzieć mniej więcej, co to.

Okazuje się jednak, że trzeba. Bo na fali specjalizacji, wylano dziecko z kąpielą i powstała teoria bez teorii. I nie chodzi tu wcale o pojęcie hipnozy tylko, bo problem jest o wiele szerszy. Na przykład z programu studiów chyba większości uczelni usunięto jakiekolwiek podstawy filozofii. Kiedyś, gdy pracowałem w szkole (znowu dawno, dawno temu), namawiałem młodych, otwartych jeszcze ludzi, aby poświęcali więcej czasu na naukę, bo przed nimi matura, a później studia. A studia to nie tylko ciekawsza praca, czasem nawet lepiej płatna, ale też szeroka wiedza, która pozwala osiągnąć jakiś dystans do siebie i otaczającego świata, a przez to byś spokojniejszym, może nawet szczęśliwszym, bo przecież wiele spraw nie będzie wyprowadzać z równowagi, jeżeli choć trochę się je rozumie. I najlepsze jest to, że sam w to wierzyłem. Czas jednak brutalnie pokazał, że dla bardzo wielu ludzi dążenie do szczęścia jest równoznaczne z dążeniem do samozadowolenia, a często po prostu do posiadania.

A tu państwo i jego narzędzia, w tym system edukacji, na przestrzeni właściwie jednego pokolenia doprowadziły do sytuacji, że wykształcenie jest jedynie instrukcją obsługi przyszłego zawodu i nie daje żadnej wiedzy tzw. ogólnej. I spytaj teraz magistra inżyniera o Platona czy Kanta. Lecz w medialnych dyskusjach nad przeładowanymi programami nauczania ten wątek jakoś w ogóle się nie pojawia i obawiam się, że się nie pojawi. A jeżeli już dojdą do skutku jakiekolwiek zmiany w edukacji, to tego problemu nie rozwiążą. On bowiem leży u samych podstaw, z których wynika pytanie: czym ma być edukacja.

Obawiam się, że przypadek hipnozy nie był jedynie incydentem. A zresztą, jeśli czegoś nie wiesz, to sobie wygooglaj i już.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart