Zmarły Zbigniew Krzyżanowski był jednym z tych trenerów, których w Bielsku-Białej długo będą wspominać kibice. Najczęściej pewnie ci siatkarscy, bo to z tą dyscypliną związał swoje życie. Myślę, że nie na wyrost był dla siatkarskiej „Stali” tym, kim dla piłkarskiej stał się Antoni Piechniczek. Legendą.
- To był facet-siatkówka. Ten sport znaczył wiele w jego życiu. Świetnie się z nim rozmawiało na tematy naszej dyscypliny. Miał zdolność łatwego wypowiadania się, spojrzenie do przodu i znakomity zmysł analityczny. Poza tym był człowiekiem uprzejmym, grzecznym, o wysokiej kulturze osobistej” – tak dla portalu PZPS wspominał trenera Krzyżanowskiego Włodzimierz Sadalski, mistrz olimpijski i świata. Wiele w tym racji…
Na ławce trenerskiej w Bielsku-Białej zasiadł w połowie 2002 roku. Dość niespodziewanie, bo poprzednik - Leszek Milewski - z pracy pod Szyndzielnią zrezygnował ledwie po roku. Przyjął ofertę mistrzyń kraju Nafty Gaz Piła. Krzyżanowski przychodził do klubu, który po wyśmienitym i pełnym krajowych sukcesów przełomie lat 80. i 90., próbował odbudować swoją dawną pozycję. To dlatego odmłodzono kadrę a późniejsze dwa czwarte miejsca w lidze, te z początku XXI wieku, stały się promyczkiem nadziei. Tyle że klub potrzebował mechanika, który odpowiednio naoliwi tryby siatkarskiej maszyny. Krzyżanowski, kiedy otrzymał propozycję z BKS-u, był trenerem reprezentacji. W klubie wiedziano, że będzie musiał grać na dwóch frontach. On sam też zdawał sobie z tego sprawę… i przyjął propozycję. Tak rozpoczęła się jedna z piękniejszych historii bielskiego sportu.
Miał Krzyżanowski niesamowity dar do odbudowywania drużyn. Do prowadzenia młodych zawodniczek. To on był szkoleniowcem kadetek, które w 1999 zdobyły mistrzostwo Europy. Potem, już jako sternik pierwszej kadry, wprowadzał ją do – pierwszych od 1978 roku – mistrzostw świata. Drużynę Nike Węgrów wprowadził do II ligi (w 1994), a w 1998 do najwyższej klasy rozgrywek (ówczesnej I ligi). Trzynastotysięczne miasteczko znalazło się w ten sposób w siatkarskim raju. Czy był to trener skrojony pod ówczesne możliwości „Stali”? Czas pokazał, że tak…
Zbigniew Krzyżanowski w swoim pierwszym roku w Bielsku-Białej zdobył mistrzostwo kraju. W 2004 roku obronił tytuł, a sztuka obron jest ponoć niezwykle trudna. Po drodze zdążył jeszcze zagrać ze swoimi zawodniczkami w Lidze Mistrzyń i wznieść Puchar Polski. Po drugim złocie pytano go o receptę na sukces:
- Przede wszystkim równa gra przez cały sezon. Ten zespół stopniowo się docierał i coraz lepiej rozumiał się na boisku. Dzięki temu w końcowym etapie sezonu spisał się tak dobrze i sięgnął po upragnione mistrzostwo Polski – odpowiadał.
W grudniu 2005 roku odszedł ze stanowiska trenera pierwszej drużyny. Ale nie z Bielska-Białej, bo otrzymał rolę szkoleniowca trzecioligowych wtedy rezerw.
- Bardzo dobrze pracuje mi się z młodzieżą. Dobrze się czuję w tym, co robię. Mam swobodę działania, wszystko jest dobrze poukładane, a praca daje mi wiele satysfakcji – mówił w „Dzienniku Zachodnim”.
I awansował z tą grupą do II ligi. Miał więc w u stóp Beskidów świetny czas. Zdobywał tytuły trenera roku. Bez dwóch zdań stał się jednym z najważniejszych szkoleniowców Bielska-Białej w ostatnich dekadach. I to bez podziału na dyscypliny.
Jest i pewnie będzie legendą BKS-u…