W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

O Holender! Grać potrafią

O Holender! Grać potrafią

Trwa międzynarodowe święto futbolu. Mistrzostwa Europy w Niemczech przyniosły już pierwszą, całkiem zresztą sporą sensację. Słowacy pokonali Belgów. Solidnie na tle francuskich wicemistrzów świata zaprezentowała się Austria. Rumuni i Niemcy dali ofensywny popis. A dla mnie – i pewnie dla wielu z was – wielką niespodzianką jest postawa… Polaków z Holandią. Niespodzianką na wskroś pozytywną.

Gra kadry za kadencji Czesława Michniewicza, a później Fernando Santosa sprawiała, że oczy cierpiały. Kibic cieszył się z udanego wybicia piłki w strefie obrony albo z choć jednej próby strzału w ofensywie. Bo obaj wymienieni trenerzy postawili na zachowawczość, brzydki pragmatyzm podsycony, niekiedy wręcz panicznym, "murowaniem" własnej bramki. W całej tej taktyce wycofani piłkarze pokroju Lewandowskiego, Zielińskiego czy Zalewskiego wyglądali jak przestraszony pierwszoklasista, który musi pokazać mamie pierwszą uwagę w dzienniczku. W poczynaniach boiskowych widać było strach. I jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że na taką grę nie mieli wpływu poprzedni selekcjonerzy i ich założenia, to niech spojrzy na to, co z tymi samymi graczami dzieje się od momentu, gdy za sterami biało-czerwonej grupy stanął Michał Probierz. Niech posłucha, co na jego temat mówią sami kadrowicze. Niech sprawdzi wyniki tej samej reprezentacji w ostatnich starciach. I w końcu, niech jeszcze raz odtworzy sobie inauguracyjny mecz EURO 2024 z Holendrami. 

Wygrzebaliśmy się ze sportowo-mentalnego piachu. Dziś widać, że Polacy grać potrafią. Może nie są faworytami w kolejnych starciach, ale znów mają charakter. Przestali podchodzić do każdego rywala z pełnymi portkami.

Byłem w Warszawie na meczu z Turkami. Objęliśmy prowadzenie, a potem przytrafiły się momenty pechowe. Jeszcze kilka miesięcy temu kontuzje Świderskiego i Lewandowskiego mogły sprawić, że tracąc potencjał w ofensywie siłą rzeczy jeszcze mocniej okopiemy się we własnym polu karnym, licząc, że rywal nie zdąży nas "ukąsić". W Warszawie Turcy faktycznie momentami mocno naciskali, ale chłopcy Probierza w końcowych fragmentach regularnie i odważnie odpowiadali. Dążyli do wygranej, tworząc kolejne sytuacje. Aż w końcu Zalewski cudownym przyjęciem otworzył sobie autostradę do bramki. I dał nam zwycięstwo. Mentalnego kopa przed EURO.

Każdym kolejnym meczem Michał Probierz budował pewność tej drużyny. Ileż to znaczy we współczesnym futbolu…

Zdrowy rozsądek w niedzielę podpowiadał, że z Holandią nie wygramy. Nauczeni ostatnimi występami w dużych turniejach mogliśmy zakładać, że znów "postawimy autobus" i zagramy "lagę na napastnika". A tu psikus! Biało-czerwoni wyszli na boisko naładowani, śmiali, z pomysłem na grę. Po dwóch, trzech akcjach i naszych kontratakach nawet Holendrzy zauważyli, że muszą pilnować swoich tyłów, bo ci „słabi i bezzębni” Polacy mogą ich skarcić. Kapitalnie funkcjonowała lewa strona Polaków. Zieliński harował w defensywie, a na tle holenderskich gwiazd po Romańczuku w ogóle nie było widać, że jest piłkarzem z Ekstraklasy. Graliśmy bez kompleksów i nagrodą za to była bramka Buksy. Pewnie, że później przytrafiły się błędy i straciliśmy bramki, ale mimo to przez cały mecz tętno kibica było wysokie, bo ta drużyna naprawdę dała emocje i – nade wszystko – stałe nadzieje na dobry wynik. Do 90. minuty, do ostatniego strzału Nikoli Zalewskiego można było wierzyć, że doprowadzimy do remisu (nawet statystyki z drugiej połowy to potwierdzają).

Nie udało się zremisować. Trudno. Ale porażki po takich meczach bolą mniej (przypomnijcie sobie 0:2 z Argentyną, albo boje z Mołdawią czy Albanią). Już po ostatnim gwizdku liczby wskazywały, że nasz mecz z Holendrami był najciekawszym do oglądania, przynajmniej patrząc na liczbę celnych i niecelnych strzałów oddanych z obu stron. Tym sposobem na mecz Probierz się obronił. Ba, zyskał grono sympatyków, które z każdą udaną akcją, bramką i wynikiem będzie rosło. Może to trener na lata?

Nie wiem…

Jestem za to pewny, że w piątek z Austrią znów wyjdzie zespół charakterny, agresywny, nie bojący się grać ofensywnie. A my, kibice, nie będziemy się go wstydzić w sobotę, gdy do porannej kawy przeglądniemy portale internetowe i wypowiedzi zagranicznych znawców.

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart