Dobrze się stało, że piłkarska reprezentacja Polski wreszcie spadła do dywizji B Ligi Narodów. Dobrze, bo przez ostatnie lata tą grą z najlepszymi na Starym Kontynencie, tylko zakrzywialiśmy rzeczywistość.
Nie jesteśmy tak silni, jak chcielibyśmy być. W blisko czterdziestomilionowym kraju, w którym – czy ktoś chce, czy nie – futbol jest sportem narodowym, oczekiwania kibiców pewnie i są spore, nierzadko wręcz oderwane od rzeczywistości. Ale boiskowe realia szybko je weryfikują. W tegorocznej edycji Ligi Narodów zdobyliśmy 4 punkty, strzeliliśmy 9 bramek i… straciliśmy aż 16. Selekcjoner Probierz chyba stanął w opozycji do Czesława Michniewicza czy Fernando Santosa i chce udowodnić, że ofensywę mamy w piłkarskim DNA. Tyle że kompletnie „podziurawiła” nam się defensywa (u Michniewicza i Santosa było odwrotnie, momentami broniliśmy całą jedenastką we własnym polu karnym, ale kulał atak). Nie mamy w grze kadry czegoś pomiędzy. Balansu, jak to mawiał Adam Nawałka, „zarówno w ofensywie, jak i defensywie”.
Taka postawa taktyczna trenera Probierza może mieć, przynajmniej częściowo, przyczynę w… mediach. Polscy dziennikarze sportowi, wraz z rozwojem technologii, zaczęli mieć coraz większy wpływ na reprezentację. Jerzy Brzęczek nie pasował części z nich, bo choć był do bólu skuteczny i zdobywał punkty, to nie doczekał wywalczonego Euro. Czesław Michniewicz po mundialu w Katarze też nie miał dobrej prasy. W obu przypadkach na czoło wysuwały się zarzuty dotyczące stylu gry bazującego na obronie. Potem dochodziły inne zarzuty czy kreacje – słynne memy z „Wują” albo afera premiowa. Nawet jeśli obaj panowie postawione cele zrealizowali, to medialna narracja – i tu szczególnie w przypadku Brzęczka – po części miała wpływ na zwolnienia. Notabene, ci sami dziennikarze na konferencji prasowej, tej z ostatniego zgrupowania, potrafili zadać pytanie, czy spodenki Łukasza Skorupskiego, które na meczu z Portugalią założył Marcin Bułka, miały wpływ na jego grę. Albo o zdjęcie Zielińskiego i Zalewskiego z Ronaldo, piłkarzem-legendą, przeciwko któremu ci dwaj zawodnicy zagrali być może po raz ostatni w karierze. No zrobili sobie. I co z tego? Niejeden z nich, gdyby tylko spotkał na swojej drodze światowego guru swojego zawodu, ot takiego Fabrizio Romano, też pewnie strzeliłby z nim selfie…
Wygląda to trochę jak czepialstwo. Albo… kopanie leżącego.
***
Polska piłka reprezentacyjna od 2016 roku zalicza systematyczny regres. A mam wrażenie, że prawdziwe wstrząsy, typu odejście Lewandowskiego, jeszcze przed nami (jak ta kadra radzi sobie bez „Lewego” widzieliśmy w ostatnich meczach). Spadamy tam, gdzie tkwiliśmy całe dekady. W sumie to na swoje miejsce – miejsce europejskiego średniaka. Jeszcze osiem lat temu na Euro graliśmy z Portugalią jak równy z równym. Dziś w dwumeczu przegrywamy 2:8. Od lat nie potrafimy wygrać z topowymi kadrami Starego Kontynentu. Jakieś tam remisy z Anglią, Włochami, Francją i Chorwacją się nam przytrafiły, ale triumfować w starciu z tego kalibru przeciwnikiem zwyczajnie nie umiemy. Za to coraz częściej przytrafiają się nam wpadki. Pamiętacie mecz z Mołdawią albo Albanią? Dywizja A to nie nasze miejsce. A i o kolejne awanse na duże turnieje będzie nam trudniej.
Przykre jest też to, że nikt nie chce wziąć nawet cienia odpowiedzialności za ten proces na siebie…