Z niepokojem obserwuję pomysł parku naturalistycznego między osiedlami Kopernika i Wojska Polskiego. U zbiegu ulic Stawowej i Spółdzielców jest porośnięty chaszczami teren o stromych zboczach. Obecny kształt ten kawałek ziemi zawdzięcza człowiekowi, ale odkąd wyprowadzili się stamtąd działkowcy, przyroda z powrotem wzięła go w posiadanie i urządziła po swojemu.
Czego tam nie znajdziemy?! Wśród roślin na przykład parzydło leśne (bez skojarzeń proszę!), śnieżyczkę przebiśnieg, pióropusznik strusi i pierwiosnek wyniosły, kilka gatunków inwazyjnych jak orzech włoski, robinia akacjowa, winobluszcz zaroślowy i poziomkówka indyjska. Jeszcze lepiej jest wśród zwierząt. Na tym dwuhektarowym skrawku w środku miasta znalazły swoje miejsce do życia 33 gatunki bezkręgowców, 2 gatunki gadów, 2 gatunki płazów, 8 gatunków ssaków oraz 23 gatunki ptaków!
Ten kawałek natury ma jednak dla wielu istotną wadę: jest nieuporządkowany, wymyka się regułom, ni to las, ni to park, takie „coś” między blokami, ni to „nasze”, ni to „niczyje”, człowiek pozostawił na nim zbyt mało „znaków posiadania”. U niektórych wzbudza to niepokój.
Mnie niepokoi co innego. Otóż Urząd Miejski zamierza tam zrealizować projekt „parku naturalistycznego”. Co do zasady park i natura nie idą w parze; park to natura ujarzmiona, przystrzyżona, wyrównana od linijki – jednym słowem natura nienaturalna. Z kolei park naturalistyczny to taki park, w którym człowiek łaskawie, na swoich warunkach, pozwala np. leżeć drzewu, które się przewróciło, a zabiegi pielęgnacyjne (czytaj: cięcie drzew) ograniczyć do tych, które są ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa użytkowników.
Niepokoi mnie zatem, że w projekcie czytam o górce saneczkowej, miejscach parkingowych, nadwieszonych tarasach i ścieżkach edukacyjnych. Brzmi to pięknie, ale ja jakoś nie mogę się przekonać do „modernizacji” zielonych terenów. Może dlatego się niepokoję, że pamiętam, jak modernizowano Park Słowackiego: operacja się udała, tylko pacjent ledwo przeżył (choć część drzew niestety nie przeżyła). Może dlatego się niepokoję, że pamiętam, jak dla uczczenia natury w różnych miejscach miasta po krzakach poustawiano drewniane liście, na których produkcję wycięto wiele drzew. Może dlatego się niepokoję, bo coraz częściej dostrzegam wokół siebie projekty, które są realizowane nie dlatego, że są niezbędne, ale dlatego, że są dostępne jakieś fundusze, więc „trzeba skorzystać”.
Tak, cywilizacja to odwieczna walka człowieka z naturą. Tylko że w miastach takich jak nasze człowiek tę walkę już wygrał, często strasznym kosztem (vide: ostatnie powodzie). Jeśli posuwamy się dalej, ingerując w resztki miejskiej natury, to już bardziej przypomina egzekucję, a nie bitwę. Po co nam to?