W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
RozmowaBB

Kobieta, która żadnych działań się nie boi

Kobieta, która żadnych działań się nie boi

Feminizacja wkroczyła w wiele dziedzin naszego życia. Współczesne kobiety kierują autobusami, ciężarówkami, pilotują samoloty (także te bojowe), skaczą na spadochronie, żeglują po morzach i oceanach świata. Jest ich coraz więcej w służbach mundurowych i specjalnych (Służbą Wywiadu Wojskowego kieruje płk Dorota Kawecka a CBA Agnieszka Kwiatkowska). Jedną ze służb, w której sukcesywnie przybywa kobiet jest ratownictwo górskie. W Grupie Beskidzkiej GOPR zrzeszonych jest 28 ratowniczek-ochotniczek, a jedną z nich jest Agnieszka Pinkas-Górska, z którą w Dzień Kobiet rozmawia Krzyszot Kozik. 

– Jest Pani jedną z niewielu kobiet-ratowniczek GOPR w Beskidzkiej Grupie GOPR jest Was 28. Kiedy zaczęła się Pani przygoda z górami a potem z GOPR-em?

– Cała moja rodzina mieszka w górach i pochodzi z gór, z Wisły z okolic Malinki i Gościejowa, można więc powiedzieć, że góry wyssałam z mlekiem matki. Od najmłodszych lat chodziłam z ojcem w góry, początkowo głównie na grzyby, potem nauczył mnie jeździć na nartach. To było normalne, że wolny czas spędzało się w górach. Góry były ze mną od zawsze. Koniec podstawówki i szkoła średnia to był ten okres, kiedy wraz z grupą przyjaciół złaziłam całe Beskidy i nie tyko. Wtedy też zaczęłam jeździć na rowerze górskim. Miałam bzika na tle poznawania gór i poszerzania informacji o nich. Przeczytałam wszystkie górskie książki, które wówczas były dostępne, a Wanda Rutkiewicz była moją idolką. I to był właśnie ten czas, gdy pierwszy raz pomyślałam sobie - dlaczego by nie spróbować zostać ratownikiem górskim. Moje pierwsze podejście było nieudane. W 2011 roku poznałam mojego obecnego męża, który też był zapalonym góromaniakiem i jak się okazało też chciał zostać ratownikiem. Zaczęliśmy wzajemnie się motywować i dzisiaj oboje jesteśmy ratownikami Grupy Beskidzkiej GOPR. Od początku naszej znajomości poznajemy góry wieloaspektowo, interesuje nas każda aktywność, którą można uprawiać w górach. Poznawanie innych dyscyplin i form eksploracji gór wzbogaca moje doświadczenia jako ratownika – poznaję nowe zagrożenia a więc wiem, co może się wydarzyć w trakcie uprawiania tej czy innej dyscypliny górskiej. 

– Czyli można powiedzieć, że góry ma Pani w genach.

– Myślę, że wiele zależy od środowiska, w którym człowiek się urodził a potem od ludzi, z którymi się przebywa i spędza wolny czas. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Jestem góralką i cechy takie jak upartość czy zawziętość prowadzą mnie zawsze na szczyt moich możliwości. Poza tym w domu zawsze uczono mnie, że trzeba być twardym, bo życie w górach czy też na wsi nie jest lekkie. Zmęczenie czy bolące nogi nigdy nie były dla mnie problemem a adrenalina tylko pobudzała do działania. Taką mam naturę.

– Czy pamięta Pani swoją pierwszą akcję? Co Pani czuła za pierwszym razem?

– Pamiętam, bo nie jest to jakaś zamierzchła przeszłość, ale bardziej niż szczegóły samej akcji pamiętam towarzyszące temu odczucia. Czułam (i czuję nadal) przede wszystkim adrenalinę, taką która pozwala zapomnieć o swoich ograniczeniach a pozwala działać na najwyższych obrotach. Ja na przykład jestem strasznym zmarzluchem, ale gdy jestem w akcji, nigdy nie czuję zimna – to jest właśnie ta adrenalina. Jest też pewnego rodzaju stres i próba ułożenia sobie jakiegoś planu: co zrobię na miejscu, jaki przyjmę schemat działania. Trzeba mieć jakiś plan choć rzeczywistość i tak go zawsze zweryfikuje. Ta pierwsza akcja, jest też bardzo ważna pod względem tego, że przełamujemy jakąś swoją wewnętrzną barierę - w końcu to nie są ćwiczenia.

– Często w różnych miejscach i sytuacjach można usłyszeć – A czego ta baba tu szuka? Jak traktuje Was, kobiety, męska część ratowniczej braci ?

– Ja nigdy nie odczułam, że jestem traktowana w ten sposób. Mam taką naturę, że jak się czegoś podejmuję to robię to na 100% a nawet więcej. Nie zdarzyło mi się abym powiedziała, że ja tego nie zrobię, bo to czy tamto jest przeszkodą. Nigdy też nie usłyszałam – „nie dasz rady”, „jesteś tu niepotrzebna”. Ratownictwo to służba, którą świadomie wybrałam; wiem, że nie jest to łatwy kawałek chleba i za każdym razem w akcji czy na dyżurze daję z siebie wszystko aby sprostać zadaniu, które stoi przede mną. Gwiazdorzenie czy robienie czegoś dla szpanu to nie jest moja bajka, zresztą bycie ratownikiem szybko weryfikuje tego typu postawy. Z pewnością są gdzieś tacy, którzy uważają, że kobieta nie nadaje się do GOPR-u i pewnie mają ku temu swoje przesłanki, każdy ma przecież prawo do swojego zdania. Dla mnie bycie ratownikiem to nic nadzwyczajnego, jestem w czymś dobra i to robię. Kobiety w zawodach czy służbach, które kiedyś były uważane za typowo męskie (np. wojsko) nie są już niczym nadzwyczajnym, tak samo jak mężczyźni, którzy wykonują zawody kiedyś stricte kobiece. 

– Na dyżury czy do akcji jeździ Pani razem z mężem ?

– Na dyżury jeździmy z reguły razem. Tworzymy zgrany team, wiemy w czym każde z nas jest dobre i w tych kwestiach ufamy sobie bezgranicznie. Nigdy ze sobą nie rywalizujemy. Ale to nie jest tak, że działamy tylko ze sobą, ważne jest żeby w tym wszystkim znaleźć pewien balans, w końcu w różnego rodzaju działaniach musimy współdziałać z innymi. I to też jest ważne, bo właśnie wtedy poznaję innych ludzi, w czym są lepsi ode mnie, czego mogę się od nich nauczyć a przede wszystkim w jakim stopniu mogę na nich polegać. Taka wiedza jest potrzebna, bo w czasie akcji jest podstawą sukcesu.

– Jaka jest Pani rada dla tych kobiet, które chciały by iść w Pani ślady ?

– Jeśli masz jakieś marzenia i plany to zacznij je realizować. Nie czekaj, bo nic samo się nie wydarzy. Nie zrażaj się początkowymi niepowodzeniami. Próbowanie nie jest niczym złym a spełnione marzenia są bezcenne.

* * *

Tomasz Jano, zastępca Naczelnika Grupy Beskidzkiej GOPR, starszy instruktor ratownictwa górskiego, udzielił nam informacji o kobietach w beskidzkim GOPR. Okazuje się, że pierwszą kobietą-ratownikiem w Grupie Beskidzkiej była Maria Tusiewicz, która wstąpiła do GOPR w roku 1966. Kobiet w Grupie Beskidzkiej jest znacznie mniej niż mężczyzn, stanowią na ten moment niecałe 7% ogólnego stanu ratowników w Grupie. Muszą zdać takie same egzaminy jak mężczyźni, nie mają taryfy ulgowej. Jeśli chcą się realizować również w ratownictwie – mają taką możliwość, jednakże z przyczyn naturalnych często wcześniej ograniczają swoją aktywność, co związane jest z funkcjonowaniem w życiu prywatnym. W kadrze ratowników zawodowych Grupy Beskidzkiej kobiet nie ma. 

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart