Prawdziwą plagą, z którą od lat próbuję walczyć, jest używanie w sytuacjach publicznych i oficjalnych niepełnej nazwy naszego miasta. Robią tak dziennikarze, robią tak artyści, robią tak – i to mnie najbardziej irytuje – także politycy, również ci lokalni, ci „stąd”.
Oczywiście język zawsze dąży do skrótów i z tym nie ma co walczyć, bo walka jest z góry przegrana. Dlatego używanie skróconej do „Bielska” nazwy w mowie potocznej jest akceptowalne. Trudno, zawracania biegu rzeki kijem nie przynosi rezultatu, już lepiej udawać że się dyryguje morzem.
Ale uważam, że absolutnie obowiązkowe jest używanie pełnej nazwy miasta „Bielsko-Biała” w każdej sytuacji publicznej i oficjalnej, przez każdego urzędnika, samorządowca czy dziennikarza. A kto tego nie robi, ten powinien podlegać chłoście na jednym z bielskich albo bialskich rynków. Dlaczego to takie ważne?
Po pierwsze, dusza naszego miasta jest podwójna, i to w wielu wymiarach. Podwójność jest cechą wrodzona Bielska-Białej. Sklejamy to miasto w jedność od osiemdziesięciu lat, ale ono może być jedno tylko jeśli będziemy wciąż pamiętać i kultywować jego dwie odmienne tradycje: tę bielską, niemiecką, śląsko-cieszyńską; i tę bialską, bardziej polską, galicyjską. Obie części naszego miasta są ze swoją historią i tożsamością jak dwa płuca. Oczywiście, można żyć z jednym płucem, ale organizm jest wtedy osłabiony i łatwiej o duszności.
Po drugie, tak chcieli nasi ojcowie. Połączenie miast zostało dokonane z przyjęciem podwójnej nazwy (swoją drogą, niewiele brakowało by to było Biała-Bielsko a nie tak jak teraz) i podwójnego herbu. Świadomie, jak sądzę, gdyż w tym czasie świeża jeszcze była pamięć o pierwszym „połączeniu” obu miast, którego dokonali 1 stycznia 1940 roku niemieccy okupanci, którzy Białą po prostu włączyli do Bielitz i nazwali Bielitz Ost. Czy dziś wszyscy ci, którzy pomijają Białą w nazwie i którzy podkreślają wyłącznie bielskie dziedzictwo dwumiasta, mają świadomość do czego nawiązują i jakie tradycje kontynuują?
Po trzecie, mamy problem z odgórnym narzucaniem naszemu miastu „śląskości”, co niestety zaczyna przynosić zgubne efekty dla lokalnej tożsamości. I nie, nie chodzi o to, żeby się wypierać przeszłości; chodzi o to, żeby jej nie fałszować. Dziś dominująca śląska narracja to opowieści „zza Wisły”, z pruskiego Górnego Śląska, z bohaterami, językiem i dziejami dla naszej ziemi obcymi. Za każdym razem, gdy pomijamy w nazwie miasta Białą, zgadzamy się na wpisywanie naszego dwumiasta w te obce (nawet jeżeli sąsiedzkie) narracje.
No i argument czwarty, specjalnie dla tych, którzy (jak spora część naszych lokalnych „elit”) nie znają i nie interesują się takimi błahostkami jak lokalna historia i tożsamość. Otóż w Polsce miejscowości o nazwie Bielsko jest kilka. Jest Bielsko w gminie Karczmiska na Lubelszczyźnie (liczy równo100 mieszkańców!), jest pięć razy ludniejsze Bielsko w gminie Koczała na Pomorzu, a w Wielkopolsce są nawet trzy Bielska – jedno w gminie Międzychód, drugie w gminie Wieleń koło Czarnkowa a trzecie w gminie Orchowa koło Słupcy (tablice rejestracyjne.. PSL). Są nawet dwa jeziora o nazwie Bielsko…
A Bielsko-Biała jest absolutnie i ostatecznie tylko jedno! Szanujmy to!