W ostatnim czasie pożegnaliśmy naszego domowego kotka. Był z nami 11 lat. Byłem przekonany, że zniosę to po męsku. Przyznam, że z gabinetu weterynaryjnego wychodziłem ze szklącymi oczyma. W ramach ustalania szczegółów uśpienia, zadano mi pytanie: Czy utylizacja ma być indywidualna? Czy zbiorowa? Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
Wtedy pamięć podsunęła mi naszą wakacyjną wycieczkę oraz ciekawe miejsce, do którego trafiliśmy. Była to rezydencja pierwszego kanclerza Niemiec Otto von Bismarcka w Warcinie na Pomorzu, otoczona pięknym parkiem. Spacer po jego ścieżkach w tajemniczy sposób wyciszał umysł; im dłużej się przechadzaliśmy, tym bardziej atmosfera spokoju przechodziła na nas. W fantastyczny sposób spełniał powierzone mu zadanie. Cały okoliczny teren jest zanurzony wśród lasów i pól. W liście do żony pisanym świeżo po zakupie posiadłości Bismarck odnotował: Jest tutaj tak cicho i spokojnie, tak dziko, że jak się wieczorem wyjdzie przed pałac, to słychać wycie wilków.
Brodząc w zieloności, natknęliśmy się na intrygującą wydzieloną przestrzeń – cmentarzysko psów Bismarcka. Żelazny kanclerz był wielkim miłośnikiem dogów. Uczniowie mieszczącego się teraz w pałacu Technikum Leśnego, w ramach wykonywania pracy dyplomowej natknęli się na kilkanaście płyt nagrobnych z imionami psów oraz datą oddania przez nie ostatniego tchnienia. Na niektórych widnieją zawołania myśliwskie. Psia nekropolia stała się turystyczną atrakcją.
Bismarck uwielbiał spacery ze swoimi pupilami po parku oraz pobliskim lesie. Psy posiadały przywileje i trzeba się było z nimi liczyć. Podczas dyplomatycznych spotkań należało się przywitać z kanclerzem oraz Dogiem Tyrasem, który podawał łapę. Z daleka wyczuwał socjalistów i warczał (choć państwo niemieckie pierwsze wprowadzało prawodawstwo socjalne). Podobno Bismarck polegał na jego psiej intuicji. Twierdził, że Tyras posiada polityczny dar. Rosyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, który podczas rozmowy z Bismarckiem zbyt gwałtownie gestykulował – potargał spodnie.
Tak sobie myślę, że psy Bismarcka spoczywają w spokoju w urokliwym parku, ale za to kanclerz musi się przewracać w grobie. Jego ukochana letnia rezydencja, gdzie przebywał nawet 8 miesięcy w roku, leży teraz w środku polskiego wybrzeża. Szmat swojego życia poświęcił na zmaganie się z polskim żywiołem i zyskał zasłużone miano polakożercy, a obecnie jego posiadłość nabyta za nagrodę otrzymaną za zjednoczenie Niemiec leży w Rzeczpospolitej Polskiej. Chichot historii.
Mieliśmy okazję zwiedzić pałac. To naprawdę osobliwe uczucie, gdy wchodzisz do pomieszczenia, które było sypialnią polityka trzęsącego ówczesną Europą. Podobnie z opieraniem się o piękny zdobny kominek w jego gabinecie, gdzie może były tasowane karty, które potem były rozdawane na dyplomatycznych stolikach europejskich stolic. Bismarck był dla mnie monumentalną postacią znaną z podręczników oraz wykładów na studiach, a tu mało taktownie pomykam po jego osobistych kątach! Czułem, że naruszam jego prywatność. W rezydencji nie ma muzeum. W budynku mieści się wyżej wspomniane Technikum Leśne i tylko dzięki uprzejmości dyrekcji można zwiedzać wnętrza.
Wracając do kotka, który odszedł, to był to dachowiec przygarnięty ze schroniska. Nie przypuszczałem, że takie stworzonko będzie potrafiło wnieść tyle pozytywnej energii do naszego domu. Pamiętam, że gdy pojawił się pomysł kota, byłem zdecydowanym oponentem. Stanowczo oświadczyłem żonie i synowi, że albo ja, albo kot. Nazajutrz kotek był w domu i ku mojemu zaskoczeniu wybrał mnie na ulubionego domownika. Potem porzucił mnie na rzecz żony, ponieważ wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kota można wszystkiego nauczyć, pod warunkiem, że on tego chce, a on tego ewidentnie nie chciał.
Tymczasem w naszym domu zawitała kotka brytyjska z rodowodem. Gdy się dowiedziałem, że się nazywa Geraldina Graham*PL, a jej kocimi rodzicami są Alwa Graham i James Bond, to prawie stanąłem na baczność. Zapachniało atmosferą Downton Abbey, tylko że tam nazwisko rodowe lorda brzmiało Grantham. Podświadomie zacząłem się rozglądać kątem oka po ogródku szukając godnego miejsca dla potomkini Jamesa Bonda, choć to bardzo odległa przyszłość. Reasumując, muszę przyznać, że Bóg miał ogromne poczucie humoru stwarzając kota, a człowiek szczęście, że go udomowił.