Trwa międzynarodowe święto futbolu. Mistrzostwa Europy w Niemczech przyniosły już pierwszą, całkiem zresztą sporą sensację. Słowacy pokonali Belgów. Solidnie na tle francuskich wicemistrzów świata zaprezentowała się Austria. Rumuni i Niemcy dali ofensywny popis. A dla mnie – i pewnie dla wielu z was – wielką niespodzianką jest postawa… Polaków z Holandią. Niespodzianką na wskroś pozytywną.
Gra kadry za kadencji Czesława Michniewicza, a później Fernando Santosa sprawiała, że oczy cierpiały. Kibic cieszył się z udanego wybicia piłki w strefie obrony albo z choć jednej próby strzału w ofensywie. Bo obaj wymienieni trenerzy postawili na zachowawczość, brzydki pragmatyzm podsycony, niekiedy wręcz panicznym, "murowaniem" własnej bramki. W całej tej taktyce wycofani piłkarze pokroju Lewandowskiego, Zielińskiego czy Zalewskiego wyglądali jak przestraszony pierwszoklasista, który musi pokazać mamie pierwszą uwagę w dzienniczku. W poczynaniach boiskowych widać było strach. I jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że na taką grę nie mieli wpływu poprzedni selekcjonerzy i ich założenia, to niech spojrzy na to, co z tymi samymi graczami dzieje się od momentu, gdy za sterami biało-czerwonej grupy stanął Michał Probierz. Niech posłucha, co na jego temat mówią sami kadrowicze. Niech sprawdzi wyniki tej samej reprezentacji w ostatnich starciach. I w końcu, niech jeszcze raz odtworzy sobie inauguracyjny mecz EURO 2024 z Holendrami.
Wygrzebaliśmy się ze sportowo-mentalnego piachu. Dziś widać, że Polacy grać potrafią. Może nie są faworytami w kolejnych starciach, ale znów mają charakter. Przestali podchodzić do każdego rywala z pełnymi portkami.
Byłem w Warszawie na meczu z Turkami. Objęliśmy prowadzenie, a potem przytrafiły się momenty pechowe. Jeszcze kilka miesięcy temu kontuzje Świderskiego i Lewandowskiego mogły sprawić, że tracąc potencjał w ofensywie siłą rzeczy jeszcze mocniej okopiemy się we własnym polu karnym, licząc, że rywal nie zdąży nas "ukąsić". W Warszawie Turcy faktycznie momentami mocno naciskali, ale chłopcy Probierza w końcowych fragmentach regularnie i odważnie odpowiadali. Dążyli do wygranej, tworząc kolejne sytuacje. Aż w końcu Zalewski cudownym przyjęciem otworzył sobie autostradę do bramki. I dał nam zwycięstwo. Mentalnego kopa przed EURO.
Każdym kolejnym meczem Michał Probierz budował pewność tej drużyny. Ileż to znaczy we współczesnym futbolu…
Zdrowy rozsądek w niedzielę podpowiadał, że z Holandią nie wygramy. Nauczeni ostatnimi występami w dużych turniejach mogliśmy zakładać, że znów "postawimy autobus" i zagramy "lagę na napastnika". A tu psikus! Biało-czerwoni wyszli na boisko naładowani, śmiali, z pomysłem na grę. Po dwóch, trzech akcjach i naszych kontratakach nawet Holendrzy zauważyli, że muszą pilnować swoich tyłów, bo ci „słabi i bezzębni” Polacy mogą ich skarcić. Kapitalnie funkcjonowała lewa strona Polaków. Zieliński harował w defensywie, a na tle holenderskich gwiazd po Romańczuku w ogóle nie było widać, że jest piłkarzem z Ekstraklasy. Graliśmy bez kompleksów i nagrodą za to była bramka Buksy. Pewnie, że później przytrafiły się błędy i straciliśmy bramki, ale mimo to przez cały mecz tętno kibica było wysokie, bo ta drużyna naprawdę dała emocje i – nade wszystko – stałe nadzieje na dobry wynik. Do 90. minuty, do ostatniego strzału Nikoli Zalewskiego można było wierzyć, że doprowadzimy do remisu (nawet statystyki z drugiej połowy to potwierdzają).
Nie udało się zremisować. Trudno. Ale porażki po takich meczach bolą mniej (przypomnijcie sobie 0:2 z Argentyną, albo boje z Mołdawią czy Albanią). Już po ostatnim gwizdku liczby wskazywały, że nasz mecz z Holendrami był najciekawszym do oglądania, przynajmniej patrząc na liczbę celnych i niecelnych strzałów oddanych z obu stron. Tym sposobem na mecz Probierz się obronił. Ba, zyskał grono sympatyków, które z każdą udaną akcją, bramką i wynikiem będzie rosło. Może to trener na lata?
Nie wiem…
Jestem za to pewny, że w piątek z Austrią znów wyjdzie zespół charakterny, agresywny, nie bojący się grać ofensywnie. A my, kibice, nie będziemy się go wstydzić w sobotę, gdy do porannej kawy przeglądniemy portale internetowe i wypowiedzi zagranicznych znawców.