Lato bezwstydnie się już rozpycha, zrzucając z kanapy wspomnienia o wiośnie i nijakiej zimie. Natura zaczyna obdarzać tym, co ma najlepsze.
Niektórzy spośród nas korzystają z tych darów, sięgając dosłownie za okna swoich domów. Inni mogą jedynie wymienić na nie ciężko zarobione złotówki i ponieść je z warzywniaków do swych blokowisk. Ale jest też grupa pośrednia, która mimo życia w wielorodzinnych klockach ma otwarty dostęp do bogactwa zrodzonego z ziemi, słońca i chlorofilu – to działkowcy.
Działki… Tak popularne przez dziesięciolecia nie tylko w naszym kraju, kojarzone często z emerytami, obecne są nawet w tych najmniejszych miastach. Jeszcze dwie dekady temu często był to sposób na uzupełnienie domowego budżetu. Obecnie jednak albo są źródłem eko warzyw i owoców, albo miejscem relaksu; najczęściej jednak próbą połączenia obu tych funkcji. Odwiedzając ogródki działkowe, możemy z jednej strony oglądać warzywne hodowle, gdzie wykorzystany jest każdy centymetr kwadratowy i gdzie uprawia się nie tylko marchewkę, pietruszkę, fasolkę szparagową, kalarepę i truskawki. Można spotkać nawet całkiem niezły zagon pszenicy czy ziemniaków. Częściej chyba jednak wzrok przyciągają rośliny ozdobne, fantazyjne kompozycje, do perfekcji przycięte trawniki. Rzadziej, ale jednak zdarzają się też wśród ogródków działkowych otoczone tujami wykoszone place czekające na basen i grilla.
Tak… Mam działkę… A właściwie nie mam działki, tylko mam prawo do korzystania z niej. Tak to jest skonstruowane, że działkowiec nie jest właścicielem gruntu, lecz jedynie roślin, które sobie posadzi, altanki, którą sobie postawi, tych pergoli, trejaży, kratek. I tak sobie obserwuję ten mikroświat wokół tych „moich” kilku arów, i nasuwa się kilka porządkujących ten mikroświat wniosków. Przede wszystkim wygląd i przeznaczenie działki zależy od charakteru samego działkowca. Są tacy, którzy jadąc do pracy wczesnym rankiem dzień w dzień zaglądają na swą działkę, aby podlać, co jest do podlania, uprzątnąć, co do uprzątnięcia i zabrać, co do zabrania. Oczywiście zaglądają tam również wieczorem w tym samym celu, przy okazji co nieco plewiąc, przycinając, oczyszczając i przesadzając. Taki działkowiec zawsze służy dobrą radą w kwestii kretów, karczowników czy nornic, a także odpowiednich przycinek, rozsad, nawozów. Często nawet nie trzeba o te rady pytać.
Drugi typ, to z reguły ci oczekujący na wiek emerytalny. W zasadzie dbają o swe roślinki, ale wiedzy na temat tego, jak przycinać, nawozić, przesadzać i rozsadzać, szukają w sieci, na szybko, w biegu pomiędzy rozwiązywaniem życiowych problemów. Oni wierzą, że kiedyś, po przejściu na emeryturę znajdą czas, podszkolą się i w naturalny sposób przejdą do grupy „doświadczonych emerytów”. Jak pokazuje życie, nie jest to wcale takie pewne.
Grupa trzecia to ludzie z reguły młodzi, często nawet niespełna 30-letni, którzy sporo na „swoich” działkach inwestują, budując na nich oazy relaksu odgrodzone wymyślnymi konstrukcjami od sąsiadów, aby tylko mieć na własność „święty spokój”. Uprawiają w zasadzie niewiele, kontaktują się z innymi działkowcami rzadko, chyba że są w podobnym wieku.
Życie na działkach to osobny temat. W zasadzie jest tak jak z mieszkaniami w bloku, czyli każdy udaje, że obok nie ma sąsiadów, chyba że przychodzi pora na small talk lub kontakty stricte towarzyskie. Jedni odpoczywają w ciszy, inni pracują przy włączonym radio, a jeszcze inni celebrują weekendowe spotkania. Pełna różnorodność przy zachowaniu dalekiej tolerancji, bo przecież każdy szuka tam spokoju.
Wielu wieszczyło nadchodzący koniec ogródków działkowych. Miały one zanikać wraz z odchodzącym pokoleniem działkowców z ostatnich lat słusznie minionego systemu. A tu proszę… Ogródki działkowe są i mają się dobrze. Pandemia z pewnością wpłynęła na ich ceny, ale nie miała wpływu na potrzebę ich istnienia, co najwyżej ją wzmocniła. Co do formy ich funkcjonowania, która w zasadzie się nie zmieniła w nowych czasach, chyba nawet dobrze, że jest jak jest, bo nie trzeba wcale bujnej wyobraźni, aby zobaczyć w przyszłości uwłaszczonego działkowca, który może w pierwszym, a może w kolejnym pokoleniu zechce postawić na swoim chociażby dom…