Po bardzo emocjonalnej rozmowie, a będąc prawdomównym – nieprzyjemnej kłótni, przypomniałem sobie o wciągającym podcaście, którego nie zdążyłem wysłuchać do końca. Dotyczył właśnie tematu regulacji emocji. Marzę o urządzeniu, którym można by wpływać na autonomię naszych uczuć.
Odszukałem pośpiesznie link do filmu i mogę powtórzyć za autorem Księgi Przysłów, że:„słowo usłyszane we właściwym czasie, jest jak owoc podany na srebrnej tacy”. Rozmowa uchylała rąbka tajemnicy świata emocji. W jaki sposób podcast do mnie przemówił? Już przybliżam szczegóły. Być może będą pomocne. A tak nawiasem mówiąc, czyżby ktoś wsłuchiwał się w nasze wewnętrzne monologi i brał na poważnie pytania, które stawiamy samym sobie? Victor Frankl, psychiatra i psychoterapeuta (więzień Auschwitz) sugerował, że adresatem każdego szczerego monologu jest Stwórca.
Jeśli doświadczamy sytuacji, w której tracimy poczucie bezpieczeństwa, to w trybie automatycznym uruchamia się w naszym mózgu układ limbiczny. Odpala się w pierwszej kolejności, ponieważ w procesie ewolucji pojawił się jako pierwszy. To on mobilizuje nasz organizm do walki z zagrażającymi przeciwnościami. W dużym nasileniu emocjonalnym dosłownie odcina nas od racjonalnego myślenia, czyli od innej części mózgu nazywanej korą nową. Podczas wzburzenia nie posiadamy szerokiej perspektywy. Nasze postrzeganie jest ograniczone, odczuwamy jedynie zagrożenie oraz posługujemy się błyskawicznymi interpretacjami, które mają za zadanie nas ochronić (np. nie widzimy prawdziwych intencji drugiego człowieka). Po jakimś czasie do akcji wchodzi racjonalna część naszego mózgu, czyli kora nowa i zaczyna nam podsuwać rozsądną analizę sytuacji. Ten płat odpowiada za przetwarzanie informacji, komunikację, współczucie, uczenie się, czyli taka trzeźwa sfera mózgu. W korę nową zostaliśmy wyposażeni dużo później w procesie rozwoju, więc układ limbiczny bezlitośnie wykorzystuje prawo pierwszeństwa.
Nasze płaty mózgowe posiadają odrębne zadania i nie należy ich traktować jako przeciwników, ale próbować nimi zarządzać. Na przykład dać szansę racjonalnej sferze pomyślunku poprzez grę na czas. Dawniej sugerowano, aby policzyć do dziesięciu i jest w tym część prawdy. Bardziej skuteczną techniką będzie jednak np. odnalezienie w pomieszczeniu dziesięciu owalnych przedmiotów lub dziesięciu zielonych (może być cokolwiek). Wszystko po to, aby przenieść uwagę z instynktownych reakcji na coś innego, dzięki czemu pozyskamy czas na uaktywnienie się kory nowej. Odwracając zainteresowanie od naszego wzburzenia, pozwalamy przejść fali, która z czasem wytraca impet. Zaoszczędzamy bliźnim raniących słów oraz nadwyrężenia ważnych dla nas relacji.
Nieśmiało wnioskuję, że nie wszystkie nasze gniewne reakcje wypływają ze złej woli. Nie wszystkie przykre słowa są zaplanowane i wypowiadane z premedytacją. Spora część naszych zachowań ma swoje źródło w sferze biologicznej i nie należy się za to zbytnio oskarżać, co oczywiście nie zwalnia nas z rozglądania się w poszukiwaniu owalnych lub kolorowych przedmiotów nadających się do rachowania podczas napiętych rozmów.
Teorię mamy już więc wyjaśnioną, posiadamy naukowe wsparcie. Teraz zdobytą wiedzę należy wdrożyć w czyn i wyprowadzić w pole ewolucyjne ustawienia fabryczne wgrywane tysiące lat. Czyli tak wytrenować korę nową, zaserwować jej coś na przyspieszenie, aby była w stanie nadążyć za wyrywnym układem limbicznym. Prawda, że proste.
Teraz na poważnie, z własnego doświadczenia: ciągle się uczę, że z emocjami należy współpracować. Pytać się, dlaczego są takie, a nie inne. Co chcą nam zasygnalizować, przed czym ostrzec albo czy przypadkiem nie chcą nas wyprowadzić na manowce. Pamiętam historię człowieka, który wybrał się na kurs pilota samolotowego. Na pewnym etapie szkolenia instruktorzy uczulali, aby w sytuacji ekstremalnych warunków pogodowych nie ufać własnym zmysłom, ale przyrządom na pulpicie, które wyraźnie określają, gdzie znajduje się ziemia i w którym kierunku należy skierować stery. Podobno pokusa polegania na własnych przeczuciach w chwili podniebnego zagubienia jest bardzo silna.
Gdy nauczymy się je odczytywać, przestają być zagadką, stają się pomocnym informatorem, który próbuje nam przekazać coś o nas samych. Stajemy się bardziej sobą. Owszem, możemy je upychać, zagłuszać lub lekceważyć, ale do czasu, kiedy niespodziewanie i głośno zapukają do nas z piwnicy podświadomości. Dialogowanie z samym sobą pozwala nam przetworzyć pojawiające się w nas odczucia i wykorzystać je dla zmian oraz rozwoju. Warto nauczyć się być z samym sobą, mało tego - zaprzyjaźnić się ze sobą. Wszak miłość bliźniego zaczyna się od miłości własnej.
Dodatkowo w ramach ćwiczeń ze sterowania płatami mózgu zaplanowałem powtórną projekcję filmu pt. „W głowie się nie mieści”. Czyli animowaną eskapadę do wnętrza umysłu, gdzie mieszkają nasze emocje. Jeśli nie wystarczy, to poprawię wyjściem do kina na „W głowie się nie mieści 2”.