Antyaborcyjny wyrok TK nie miał związku z zaniedbaniami lekarzy, którzy nie udzielili pomocy ciężarnej Izabeli z Pszczyny – oceniają w kilkusetstronicowej opinii biegli z Instytutu Ekspertyz Medycznych w Łodzi. Lekarze. Eksperci. Najlepsi w Polsce. Politycznie niezależni.
Do podobnych wniosków doszedł Rzecznik Praw Pacjenta, rzecznik odpowiedzialności zawodowej samorządu lekarskiego a także NFZ. Nawet obrońcy lekarzy nie podnosili tego argumentu w trakcie postępowania.
Na podstawie wspomnianej opinii biegłych prokuratura postawiła zarzuty trzem lekarzom, zarzucając im nieumyślne spowodowanie śmierci pani Izabeli, narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieudzielenie jej pomocy. Zdaniem prokuratury lekarze opiekujący się pacjentką postępowali niezgodnie ze sztuką lekarską w zakresie diagnostyki i terapii, czego skutkiem było obumarcie płodu i w konsekwencji śmierć pokrzywdzonej.
Śmierć pani Izabeli trafiła tymczasem na sztandary proaborcyjnych feministek. Przez całą Polskę przetoczyły się manifestacje, obciążające winą za śmierć młodej kobiety rząd, prezydenta a przede wszystkim „karła z Żoliborza”. Temat został podjęty przez opozycyjnych polityków, którzy wykorzystywali go do ostatniego dnia kampanii wyborczej, mobilizując w ten sposób kobiecy elektorat. Z trybuny sejmowej padały słowa „Jesteście mordercami! Macie krew na rękach!”. Zadziałało, znam co najmniej kilka kobiet, które głosowały „na Tuska” właśnie dlatego, że „PiS zabija kobiety”.
Cóż, wybory za nami, można by już się przyznać, że ta część kampanii oparta była na kłamstwie. Ale wtedy trzeba też przyznać się do jednej z dwóch możliwości. Pierwsza to taka, że opozycja świadomie posługiwała się kłamstwem, oszukując swoich wyborców. Druga, że politycy opozycji ulegli histerii, tracąc kontakt z rzeczywistością. Obie możliwości powinny prowadzić do konkluzji, że nie mają kwalifikacji (moralnych lub intelektualnych) do sprawowania władzy.
Tyle tylko, że nikt się na ten temat nie zająknie. Informacja o opinii ekspertów nie znajdzie się na pierwszej stronie Gazety Wyborczej, lecz głęboko w środku (o ile w ogóle). TVN nie poświęci temu tyle czasu, co wezwaniom do manifestacji. Posłanki Lewicy i PO nie przeproszą z sejmowej mównicy za „mowę nienawiści”.
Nie mam żadnej nadziei na jakikolwiek happy end, bo to przecież nie pierwszy raz, gdy kłamstwo zmyślone w celach politycznych zaczyna żyć własnym życiem, nie przejmując się prawdą. Kilka lat temu na okładki największych amerykańskich gazet i do serwisów największych globalnych stacji telewizyjnych trafiły zdjęcia tablic z nazwami polskich miejscowości, oznaczonych napisami „Strefa wolna od LGBT”. Janina Ochojska, wspaniały człowiek o niezwykłym dorobku, prawie płacząc pokazywała te same zdjęcia w Parlamencie Europejskim jako dowód na szalejącą w Polsce homofobię i prześladowania mniejszości za rządów PiS. A przecież te tablice stawiały nie samorządy, lecz w ramach politycznego happeningu Bart Staszewski, aktywista LGBT, który dzięki temu zabiegowi trafił nawet na listę najbardziej wpływowych ludzi na świecie, sporządzoną przez tygodnik TIME. W świat poszedł wizerunek Polski, prześladującej mniejszości seksualne. Ten obraz żyje już własnym życiem, niezależnym od faktów: niedawno pewien Holender pytał mnie, czy żyję w jednym z tych miast, w których obowiązuje zakaz osiedlania się homoseksualistów. Nigdy w Polsce nie był, ale wiedział i tak lepiej ode mnie.
Zadaję sobie pytanie, czy władza zdobyta na kłamstwie może się utrzymać? I odpowiadam sam sobie: tak, może. Wiele razy w historii tak było, a teraz kłamać łatwiej, bo dzięki technologii kłamcom łatwo zbudować sobie własny obieg informacji, do którego nie przedostaną się żadne niewygodne fakty, podważające ich wersję. W XXI wieku kłamstwo ma baaardzo dłuuugie nogi.